poniedziałek, 13 marca 2017

Być perfekcyjnym



Powiedzmy sobie szczerze – nikt z nas nie jest i nie będzie perfekcyjny, choćby nie wiem jak się starał. Ja również. Perfekcjonizm jest na dłuższą metę przereklamowany – lecz czasem może okazać się przydatnym podejściem do życia.
 
Perfekcjonista zawsze wszystko robi najlepiej. Tylko on wykona powierzone mu zadanie bezbłędnie, dotrzyma na sto procent terminu zlecenia, a co więcej – wszystko woli robić sam, zamiast powierzyć coś ludziom, którzy go otaczają, tym „nieperfekcyjnym”. Perfekcjonista dąży do doskonałości i to w każdej dziedzinie – zwłaszcza w życiu zawodowym. Nieustannie krytykuje sam siebie, nie akceptuje pomyłki i półśrodków, zawsze stara się mieć nad wszystkim kontrolę, żyje pod nieustanną presją, którą w gruncie rzeczy narzuca sobie sam, żeby wszystko wokół niego było idealne, zmusza otoczenie do dostosowania się do jego oczekiwań. Rodzi to czasem przykre konsekwencje – trudność w dążeniu do kompromisów między perfekcjonistą a niedoskonałymi współpracownikami czy rodziną, a także ciągłe i natrętne myślenie „czy na pewno wszystko zrobiłem dobrze?”. Perfekcjonizm może być przekleństwem.

Nie da się być ultradoskonałym w każdej dziedzinie. Owszem, dążenie do perfekcji czasem może okazać się przydatne – szczególnie w pracy. Ale na dłuższą metę perfekcjonizm nie ma sensu. Świat nie jest idealny i nigdy taki nie będzie. Żaden człowiek również.

Jeśli chodzi o mnie, to nie jestem perfekcjonistką i nigdy nie starałam się nią być. Jestem zapominalskim leniuszkiem, nie wstaję zbyt wcześnie, spóźniam się na tramwaje, mam bałagan w szafie, mam problem z dotrzymaniem postanowień, rozsądne zaplanowanie czasu i dnia to dla mnie wyzwanie, większość rzeczy robię na ostatnią chwilę i „na odwal się”. Jestem również jedną z Chujowych Pań Domu – nie prasuję skarpetek, nie ścielę rano łóżka zaraz po wstaniu, nie lubię sprzątać i odkurzać (za to mycie naczyń jest mega spoko!), a moje umiejętności kulinarne są dość ograniczone: nie tworzę w kuchni cudów, tylko rzeczy nadające się do jedzenia. Słowem, daleko mi do perfekcjonizmu jak stąd do Honolulu.

Niemniej staram się być doskonała… w pewnych kwestiach. Na przykład w pisaniu – gdy oddaję tekst do redakcji, zawsze pilnuję, żeby nie było błędów interpunkcyjnych, pomyłek w faktach itd. Albo gdy wrzucam tekst na bloga. Sprawdzam, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy dobrane zdjęcie jest w porządku, czy wpis ogólnie wygląda dobrze… Owszem, zdarzy się jakaś literówka czy powtórzenie, ale wynika to zwykle z mojej winy, bo czasem niedokładnie sprawdzę post przed publikacją. W pracy także staram się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej. To chyba jedyna dziedzina, w której faktycznie dążę do bycia perfekcyjną. Bo chcę się dużo nauczyć i być zadowoloną – przede wszystkim z samej siebie.

Może o to właśnie chodzi? Żeby starać się być perfekcyjnym nie we wszystkim, ale w dziedzinach, w których rzeczywiście chcemy być lepsi? Jeśli tak, to mi to pasuje. Bo wydaje mi się, że na tym polega złoty środek do bycia doskonałym – owszem, obowiązki typu sprzątanie, prasowanie czy wynoszenie śmieci może i nie są ulubionym zajęciem większości z nas, ale czy nie lepiej zabrać się do nich jak najszybciej, by potem mieć więcej czasu na doskonalenie się w tym, czym chcemy?

No to bądźmy perfekcyjni. Z umiarem i rozsądkiem.


Wpis powstał we współpracy z portalem KobiecePorady.pl.

1 komentarz: