Wrocławskie
Targi Dobrych Książek to jedno z trzech ważnych wydarzeń literackich w Polsce.
Promują literaturę o dużych walorach artystycznych poprzez spotkania z
pisarzami, debaty, wykłady oraz kreatywne warsztaty dla dzieci i młodzieży.
Targom towarzyszy również prestiżowy konkurs i nagroda „Pióro Fredry”
przyznawana wydawcom za najlepszą książkę roku.
Przyznam, że odkąd bloguję o literaturze, to nie miałam okazji uczestniczyć w żadnej książkowej „imprezie”. A to za daleko, a to brak czasu – zawsze znalazła się jakaś wymówka. W tym roku już postanowiłam sobie, że nie ma opcji i muszę pojawić się chociaż na jednych targach. Z Krakowem i Międzynarodowymi Targami Książki nie wyszło (a miałam wejściówkę blogerską!), więc kiedy tylko usłyszałam o Wrocławskich Targach Dobrej Książki, wiedziałam, że nie odpuszczę.
Tegoroczne,
jubileuszowe 25. WTDK odbyły się w dniach 1-4 grudnia w Hali Stulecia. Ze
względu na studia i kurs nie mogłam się pojawić w czwartek, więc moją relację
zacznę od dnia drugiego, czyli piąteczku. No to hop!
PIĄTEK, 2 GRUDNIA
Po dotarciu do
Hali Stulecia trudno było się pomylić co do miejsca targów – liczne plakaty,
strzałki i inne oznaczenia były bardzo widocznymi punktami i nikt nie miał
wątpliwości, że dobrze trafił. Ponieważ wcześniej byłam w tym miejscu tylko
raz, miałam lekkie obawy co do mojej orientacji w terenie (oznaczenia sal
spotkań z pisarzami początkowo niewiele mi mówiły, więc byłam przekonana, że na
bank się pogubię i coś pomylę). Tymczasem pierwsze wrażenie po wejściu na targi
było bardzo pozytywne – w dużym holu znajdowała się dokładna rozpiska wystawców,
z mapą całej hali i rozmieszczeniem poszczególnych punktów targów, trochę na
lewo catering z restauracji Pergola, wystawy i szatnia na prawo, a dalej
wspomniane już stoiska z książkami (i nie tylko), sale spotkań, dwie kawiarnie (również
z Pergoli) i miejscówka z grami planszowymi, dwa stanowiska informacyjne, miejsca
na warsztaty i zabawy dla dzieci, młodzieży i dorosłych oraz kręcący się
wszędzie i służący pomocą liczni wolontariusze. Ogólnie – bardzo spoko i
przejrzyście pomyślane, nie było szansy na zgubienie się, a powierzchnia Hali
Stulecia została wykorzystana w stu procentach.
Wyglądało to całkiem nieźle (co zepsuła jakość mojego aparatu w telefonie). |
Co do wystawców
i ogólnie tego, co zastało się na hali głównej – bardzo dużo inteligentnie
rozmieszczonych stanowisk, sporo wydawnictw prezentujących książki o
najróżniejszej tematyce (wymienię kilka z nich: książki religijne,
filozoficzne, bajki, biografie muzyków, kryminały, poradniki, romanse,
przepisy, powieści dla młodzieży i dzieci, fantastyka, gry, mangi, komiksy, a
także liczne gadżety czytelnicze – m.in. kalendarze, kubki, torby dla moli
książkowych i zakładki do książek; w sumie w targach uczestniczyło ok. 150
wydawców), a wśród nich m.in. Muza, Agora, Czwarta Strona, Media Rodzina czy
Znak, strefa Nagrody im. Janusza Zajdla, stoisko fundacji, punkt szybkiej nauki
pierwszej pomocy, stanowisko promocji obozów młodzieżowych poświęconych
fantastyce oraz strefa Radia Wrocław. Słowem – dużo się działo i każdy mógł
znaleźć coś dla siebie.
Polowanie czas zacząć! |
Ja przyszłam
około godziny 13, więc ludzi było niby niedużo, aczkolwiek przy każdym stoisku
ktoś się kręcił, przeglądał, kupował. Z godziny na godzinę zwiedzających
przybywało i kolejki się wydłużały. Troszkę spacerowałam pomiędzy stoiskami, z
grubsza tylko orientując się, gdzie co jest, jakie promocje i na co zwrócić
uwagę, ale nie kupowałam nic*,
ponieważ tego dnia zależało mi głównie na spotkaniu z moim ulubionym pisarzem,
czyli Jakubem Ćwiekiem.
Pisarz wywarł na
mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ma olbrzymią wiedzę na temat filmów, seriali i
całej popkultury ogólnie, swobodnie i chętnie się nią dzieli. W
kilkunastoosobowym gronie rozmawialiśmy o turystyce i jej celach (po co ludzie
jeżdżą zobaczyć piramidy egipskie, wieżę Eiffla itd.), a Kuba zachęcał do
pop-turystyki (zwiedzania miejsc związanych z popkulturą, by zobaczyć, czy są
takie jak przedstawia się je w filmach, sprawdzić, jak funkcjonują teraz oraz
jakie emocje w nas wywołują), rzucał ciekawostkami o znanych filmach i
serialach**,
i o tym, że świadomie i nieświadomie chłoniemy wytwory popkultury***,
a pod koniec spotkania namawiał do uważnego śledzenia trendów, tzn.
obserwowania, co się pojawia, w jakim momencie trafia do mas i jaką wywołuje
reakcję (tutaj jako przykład podał dwa seriale – The West Wings w Polsce znany jako Prezydencki poker i House of
Cards oraz książkę 50 twarzy Greya).
Potem udał się do stoiska Wydawnictwa Sine Qua Non, aby podpisać egzemplarze swoich
książek, głównie najnowszą publikację Przez
Stany POPŚwiadomości. Ja zdobyłam dwa autografy, zamieniłam z Kubą parę
słów i wyszłam z targów spełniona i hipersupermegazadowolona.
Fajnie się spełnia takie malutkie marzenia. |
A co jeszcze
działo się w piątek? Warsztaty plastyczne dla dzieci, gala wręczenia nagrody „Pióro
Fredry” oraz duuużo spotkań z pisarzami i podpisywania książek. Tego dnia WTDK
odwiedzili m.in. Wojciech Malajkat, Piotr Załuski oraz Dariusz Koźlenko.
SOBOTA, 3 GRUDNIA
Trzeci dzień
targów był dla mnie o wiele bardziej intensywny, ponieważ działo się sporo
rzeczy przykuwających moją uwagę. Spędziłam więc w Hali Stulecia praktycznie
cały dzień – przyjechałam na 10 rano, wyszłam stamtąd po 19.
Targową sobotę
zaczęłam od wykładu „Dylematy medycyny w świecie fantasy”, który wygłosiła dr
Edyta I. Rudolf. Prelegentka poruszyła ciekawe tematy, m.in. naszego pojmowania
medycyny (poznajemy ją głównie poprzez wytwory kultury lub doświadczenia
osobiste, nie przez pisma specjalistyczne), roli magii w leczeniu w utworach z
gatunku fantasy, elementach mistycznych, folklorystycznych oraz medycynie
dawnej i ludowej. Posłużyła się przykładami powieści J.R.R. Tolkiena, U. le Guin
oraz J.K. Rowling****.
Prelekcja była bardzo ciekawa i interesująca, o czym świadczą cztery strony
notatek w moim podręcznym notesiku (tak, robiłam notatki, jak pilna
studentka!).
Kolejnym punktem
na mojej mapie targów było stanowisko Wydawnictwa Sine Qua Non (znów!), gdzie
swoje książki miał podpisywać Jakub Małecki. Autograf na
egzemplarzu Dygotu, wymiana kilku
zdań i kolejne miłe wspomnienia do kolekcji – to najkrótsze podsumowanie.
Ten uśmieszek mnie rozbroił. :D |
Następnie udałam
się na spotkanie promujące książkę Trzy po 33 autorstwa Jerzego Bralczyka, Andrzeja
Markowskiego oraz Jana Miodka. Niestety zabrakło profesora Bralczyka, który nie
dotarł do Wrocławia z powodu choroby, ale pozostali dwaj profesorowie radzili
sobie doskonale. Nie zabrakło śmiechu, językowych uwag oraz rozważań na temat
współczesnej polszczyzny. Po zakończeniu spotkania obecni profesorowie udali
się podpisywać egzemplarze Trzy po 33.
Kolejka chętnych była naprawdę imponująca, ale każdy swoje odstał i otrzymał dwa
autografy od językoznawców – również i ja.
Książka, dwa autografy i ładna zakładka. |
Po krótkiej
przerwie na jedzenie i kawę (tak, w całych tych emocjach i planach udało mi się
zapomnieć, że trzeba by coś zjeść) udałam się na spotkanie z Jakubem Koiszem, krytykiem
filmowym i filmoznawcą, który promował swoją debiutancką powieść #YOLO – nazwaną „portretem pokolenia
20+”, opowiadającą o młodych ludziach, ich uzależnieniach i pragnieniach. O #YOLO usłyszałam dopiero na targach
(teksty Koisza za to lubię i często czytam), więc na spotkanie poszłam głównie
po to, aby przekonać się, czy warto tę książkę kupić. I tu klops – gdy już
uznałam, że warto, była niedziela i koniec targów. Brawo ja.
Moją sobotę na
targach zakończyła prelekcja Krzysztofa Piskorskiego „Fantastyczne zabawy z
historią: steampunk, clockpunk, retrofuturystyka”. Pisarz opowiadał o tych
kilku odłamach gatunku fantasy, który jest bardzo rozległy i dzieli się na
dużo prądów. Najprościej mówiąc, steampunk to alternatywne opowieści o wieku
pary i epoce wiktoriańskiej – twórcom (nie tylko książek, gdyż steampunk
przenosi się również do gier czy filmów) nie brak wyobraźni, bo łączą realia
XIX wieku z dziwnymi wynalazkami*****. To zabawa historią, mieszanie konwencji i
pomysłów, tworzenie alternatywnych zakończeń. Sam Piskorski jest autorem m.in. steampunkowego
Czterdzieści i cztery. Prelekcja była
ciekawa, zilustrowana licznymi zdjęciami oraz filmami. Dobra rzecz na
zakończenie pełnego wrażeń dnia.
A co jeszcze
działo się w sobotę? Niewątpliwie gwiazdami dnia byli Tomasz Zimoch oraz Jan
Miodek. Halę Stulecia odwiedzili także m.in. Wacław Szpakowski, Marek
Krajewski, Mariusz Kotkowski i Anna Dydzik. Tego dnia odbywał się także finał
Litera-tu-GRY – wielkiej literackiej gry miejskiej przygotowanej w ramach ESK. Na
Hali Stulecia można było spotkań znanych bohaterów książkowych, m.in. Pippi Pończoszankę,
Sherlocka Holmesa czy Harry’ego Pottera******.
NIEDZIELA, 4
GRUDNIA
Czwarty i
ostatni dzień targów przebiegł mi bardzo spokojnie. Wraz z współlokatorką
przyjechałyśmy do Hali Stulecia dopiero koło 13:30.
Udałyśmy się na wykład
Piotra C. Cholewy, nagradzanego za przekłady tłumacza, dotyczący
twórczości Terry’ego Pratchetta. Ten jeden
z najpopularniejszych pisarzy brytyjskich zmarł w ubiegłym roku, lecz grono
jego fanów stale rośnie*******. Zasłynął
najbardziej ze stworzenia Świata Dysku – płaskiego, leżącego na plecach czterech
słoni, stojących na kosmicznym żółwiu. Spotkanie równie interesujące jak poprzednie.
A co jeszcze
działo się w niedzielę? Na Hali Stulecia pojawili się m.in. Ewa Błaszczyk,
Marek Kamiński, Tadeusz Rolke i Ryszard Ćwirlej, a także Święty Mikołaj z
upominkami.
PODSUMOWUJĄC…
Całą imprezę
oceniam bardzo pozytywnie. Poznałam ulubionego pisarza, zdobyłam kilka
autografów, kupiłam trochę książek i gadżetów, dowiedziałam się mnóstwa
ciekawych rzeczy i miło spędziłam czas. Z dostępnych atrakcji zabrakło mi
jedynie paneli przeznaczonych stricte dla blogerów (ekhem, organizatorzy, to taka
subtelna sugestia).
To pierwsze, ale
z pewnością nie ostatnie targi książki w moim życiu. Spodobał mi się udział w
takim literackim wydarzeniu, więc przyszłorocznej edycji wrocławskiej imprezy
(krakowskiej też) nie zamierzam odpuścić.
Do następnego!
* Ten fakt
najlepiej skomentowała moja mama: „Nie kupiłaś żadnej książki, dobrze się
czujesz?”.
** Wiedzieliście na przykład, że w filmach miastem,
które udaje Londyn, jest Praga? Albo, że zdjęcia do filmu Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie, powstawały w tym samym miejscu,
gdzie kręcono (częściowo) Grę o Tron,
a polski serial Pierwsza miłość w
niczym nie jest oryginalny, ponieważ bardzo swobodnie wykorzystuje oklepane
wątki i motywy powtarzające się w historii kinematografii?
***
W gruncie rzeczy najprostsza definicja popkultury brzmi mniej więcej tak: to
wszystkie wytwory kultury (muzyka, książki, filmy, seriale, komiksy etc.),
które trafiają do masowych odbiorców. Czyli, jak wspomniał na spotkaniu Kuba,
są to np. zarówno dzieła Szekspira jak i produkcje w stylu Trudnych spraw. Trafiły do mas? Trafiły.
****
Np. szpital Św. Munga z Harry’ego Pottera
to satyra na brytyjską służbę zdrowia. Good to know.
*****
Właściwie nie tylko XIX wiek wchodzi w grę – kto broni pisarzom bawić się historią
starożytną lub średniowieczem? Ano właśnie nikt.
****** Trochę
się zdziwiłam, kiedy usiadł dwa rzędy niżej ode mnie. Polecam doświadczenie.
******* Nie miałam pojęcia, że np. co dwa lata odbywa się konwent tylko dla fanów literatury Pratchetta. Człowiek się uczy całe życie.
******* Nie miałam pojęcia, że np. co dwa lata odbywa się konwent tylko dla fanów literatury Pratchetta. Człowiek się uczy całe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz