Wszyscy umrzemy – to jest pewne. Ale śmierć
to podła dziwka, która potrafi przyjść w najmniej oczekiwanym momencie. I nic
nie można z tym zrobić.
Wiadomo, jak to
jest z życiem. Powstajemy jako zlepek komórek, który dojrzewa w brzuchu matki,
a po dziewięciu miesiącach z krzykiem wydostajemy się na zewnątrz. Potem
dorastamy, otoczeni (przeważnie) miłością i opieką naszych bliskich. Snujemy
plany, próbujemy spełniać marzenia, zakładamy rodziny, rozwijamy karierę –
jakoś idziemy przez życie. Wszystko po to, żeby skończyć jako kupka prochu albo posiłek dla
robactwa.
OSWAJANIE ŚMIERCI
Nikt nie zaprzeczy temu, że na świecie codziennie umierają tysiące ludzi. Przyczyn ich
śmierci jest wiele – nieustające wojny, panoszące się choroby i epidemie, samobójcy
z problemami, starość. Jednak zupełnie inaczej jest wówczas, gdy z życiem żegna
się ktoś zupełnie dla Ciebie obcy i anonimowy, a wtedy, kiedy żegnasz kogoś
bliskiego.
Śmierć jest
tematem tabu. Niechętnie się o niej mówi. Jak najdłużej się da odsuwamy od
siebie myśl, że i my kiedyś pożegnamy się ze światem. Dopiero, gdy śmierć
zabiera nam ważną osobę, uderza w nasz świat i niszczy go doszczętnie. Bo na to nikt
nie jest w stanie się przygotować.
TRZEBA ŻYĆ DALEJ
Z odejściem bliskiej osoby trzeba się po prostu pogodzić. Najpierw będzie szok i
niedowierzanie, potem ogromny ból, łzy i rozpacz. Jest bezsilność i bezradność,
strach i nerwy. Nie wierzymy, że to się stało, że tej osoby już nie ma. Nie
umiemy pogodzić się z jej odejściem. Podczas pogrzebu, niekiedy wspomaganym
tabletkami uspokajającymi, jakoś udaje nam się wytrwać do końca tej smutnej
uroczystości. Potem trzeba żyć dalej – wypłakać się, pomilczeć czy znaleźć
sobie jakieś zajęcie. Słowem: przejść przez żałobę po swojemu, by jakoś
poradzić sobie z nieobecnością tej ważnej osoby.
Bo to z czasem przejdzie. Z czasem przyzwyczaimy się do braku kogoś, a ból po stracie zrobi się mniejszy. Trzeba to tylko zrozumieć i
żyć dalej.
Dlatego
uwierzcie mi – kiedy komuś z Waszych znajomych, przyjaciół czy rodziny odejdzie
ktoś bliski, pod żadnym pozorem nie mówcie mu czegoś w stylu:
„wszystko będzie dobrze”, „tam, dokąd odszedł, teraz jest mu lepiej”, „teraz jest u miłosiernego Boga”, „być może Bóg tak chciał/tak miało być”, „płacz tu nie pomoże”, „rozumiem, jak się czujesz”, „jak się trzymasz?”, „moje kondolencje”
bo to najgorsze,
co możecie powiedzieć.
Śmierć to dla mnie straszne słowo, dlatego chcę wierzyć, że po niej coś jest.
OdpowiedzUsuń