sobota, 9 maja 2015

Stephen King „Carrie” – recenzja



Stephen King Carrie, tłumaczenie: Danuta Górska, tytuł
oryginału: Carrie, stron 189, Wydawnictwo Iskry, 1990
źródło zdjęcia: <klik>
Zauważyłam, że na tym blogu dosyć często pojawiają się recenzje horrorów. Zrecenzowałam już tu w sumie trzy książki i trzy filmy o takiej tematyce. Czas zatem sięgnąć po klasykę (werble, proszę), dlatego dziś przedstawię Wam „Carrie” pióra mistrza horroru, Stephena Kinga.
Główną bohaterką powieści jest Carrie White, siedemnastoletnia uczennica liceum w cichym miasteczku Chamberlain. Dziewczyna nie ma lekkiego życia – od lat jest prześladowana przez szkolnych kolegów i koleżanki, którzy wyśmiewają się z niej i upokarzają ją na każdym kroku. Śmieją się z jej wyglądu, zachowania, niewiedzy w sprawach dojrzewania. Do tego wychowuje ją matka, surowa i ortodoksyjna chrześcijanka, za wszelką cenę usiłująca ochronić córkę przed grzechem. W końcu pewnego dnia w zastraszanej psychicznie i fizycznie Carrie budzi się niezwykła moc. Nastolatka postanawia ją wykorzystać i zemścić się na prześladowcach, a siłę jej gniewu odczują wszyscy mieszkańcy spokojnego dotąd Chamberlain.
Stephen King, tworzący od lat 70., jest uznawany mistrzem klasycznego horroru. „Carrie” była jego pierwszą, debiutancką powieścią. Chociaż polowałam na nią już od dłuższego czasu, to zupełnie niedawno wpadła mi ona w ręce. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z twórczością tego pisarza, dlatego nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać po lekturze jego debiutu. Z całą pewnością nie spodziewałam się, że „Carrie” tak mnie zachwyci.
Zacznę może od tego, że od tej powieści wprost nie można się oderwać. Już od pierwszych stron niesamowicie wciąga czytelnika i nie pozwala mu przerwać. Autor postawił tu na bardzo ciekawy zabieg – właściwą fabułę przeplata wycinkami z prasy, fragmentami książek, artykułami czy zeznaniami przed Białą Komisją zajmującą się przypadkiem „Nocy Zagłady”, tworząc w ten sposób strukturę powieści epistolarnej. Przytaczane fragmenty nie tylko zdradzają nam zakończenie historii, ale również sprawiają wrażenie, jakby telekineza była zupełnie powszechnym zjawiskiem, a same wydarzenia autentyczne. Przyznam szczerze, że nawet przez chwilę zastanawiałam się, czy może to, o czym czytam, nie wydarzyło się aby naprawdę.
Na plus zasługują również bohaterowie. Są autentyczni i prawdziwi, niekiedy bardziej porąbani od samej Carrie (jak choćby duet Chris i Billy’ego; zresztą nie tylko oni, bo Margaret White ze swoim religijnym fanatyzmem jest naprawdę przerażająca), i przez to wiarygodni. W większości są to zagubione dzieciaki, które swoją frustrację wyładowują na koźle ofiarnym w osobie Carrie, jednak dziewczyna wkrótce pęka i wykorzystując nową moc odpłaca im z nawiązką. Ba, za jej krzywdy płacą prawie wszyscy mieszkańcy Chamberlain – z Nocy Zagłady ocaleli tylko nieliczni. W gruncie rzeczy Carrie sama jest zagubioną nastolatką, która nie mogąc dłużej znieść poniżania, nękania i chorej matki dochodzi do punktu krytycznego i postanawia zniszczyć świat, który jest dla niej tak okrutny. Akceptuje swoje paranormalne zdolności, które posiada od urodzenia, i chętnie z nich korzysta. Jest jak chodząca bomba zegarowa, czekająca na odpowiedni moment, aby wybuchnąć. Osobiście jej kibicowałam, ale też i współczułam, ponieważ tak naprawdę nie zasłużyła sobie niczym na takie traktowanie.
„Carrie” niepokoi i ciekawi, przeraża i zmusza do refleksji, szokuje i wzrusza. Ja po jej przeczytaniu poczułam się przeżuta, wypluta i wstrząśnięta; ponadto cały czas lektury towarzyszyło mi niepokojące uczucie, że Carrie stoi tuż za ścianą. (skręt). Nieśmiertelny motyw nieakceptowanej przez rówieśników nastolatki wcale nie wygląda tu banalnie, a samą powieść pochłania się jednym tchem. Choć klasyfikowana jako horror, według mnie „Carrie” bliżej do dramatu lub thrillera psychologicznego. Nie zmienia to faktu, że jej postać na zawsze wpisała się w kanon popkultury, a ja z pewnością sięgnę po kolejne książki Stephena Kinga. (skręt).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz