czwartek, 6 października 2016

„Ostatnia rodzina” reż. J. P. Matuszyński – recenzja



Czasami, gdy po seansie filmowym wychodzi się z kina, obejrzany przed chwilą film niemal natychmiast wylatuje z naszych głów. Czasem za to zdarza się, że mimo opuszczenia sali kinowej nie wyszliśmy jeszcze ze świata, który dopiero co odwiedziliśmy. Film wwierca się w mózg do tego stopnia, że nie pozwala o sobie zapomnieć. Tak właśnie jest w przypadku Ostatniej rodziny.

kadr z filmu Ostatnia rodzina", reż. Jan P. Matuszyński

Fabuła filmu skupia się na losach rodziny Beksińskich – znanego malarza Zdzisława, jego żony Zofii oraz Tomasza, radiowca i dziennikarza muzycznego. Akcja obrazu obejmuje okres od końcówki lat 70. do 2005 roku. Poznajemy zatem wycinek z życia Beksińskich – problemy ekscentrycznego syna, jego skomplikowaną relację z ojcem-artystą borykającym się z własnymi natręctwami, a także matkę, która spaja tę dwójkę swoją miłością, oddaniem i poświęceniem. Życie rodziny nie jest łatwe, ponieważ Tomasz regularnie próbuje wyprawić się na tamten świat (co w końcu mu się udaje), a z czasem Zdzisława opuszczają również ukochana żona, matka i teściowa. Mogłoby się zdawać, że Beksińscy wyczerpali już limit mogących ich dotknąć tragedii, lecz nieoczekiwany koniec dopada także Zbigniewa, który zostaje brutalnie zamordowany we własnym mieszkaniu.
       Ostatnia rodzina to film, który nie bez powodu obsypano nagrodami podczas tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni. Wszelkie pochwały są tutaj jak najbardziej zasłużone i wcale nie przesadzone. Począwszy od do bólu autentycznej gry aktorskiej (fenomenalnie dobrani aktorzy, którzy popisowo zinterpretowali swoje postaci, wręcz zachwycają) przez ścieżkę dźwiękową, na świetle i ciekawych ujęciach skończywszy. Debiutujący reżyser zabiera widzów w podróż po wybranych wydarzeniach z życia familii Beksińskich, co bynajmniej nie jest minusem, i otwiera przed nimi intymny świat tych ludzi. Film odsłania też pewną prawdę o artystach – mimo uciekania w świat sztuki życie toczy się w prawdziwym świecie. Na tę ponurą codzienność składają się blokowiska, obiady, codzienne rytuały, a także umieranie. W filmie nie brak scen obrazujących to wszystko – bo nawet najbardziej poetyckie życie jest pisane prozą. Jest też genialna sekwencja katastrofy samolotu, w której uczestniczył Tomek, która wbija w fotel. W filmie nie brakuje groteskowego humoru, zwłaszcza w scenach, w których widz ma poczucie, że śmiać się nie powinien… A jednak parska śmiechem wraz z innymi. Po to, by przy następnej scenie zamilknąć, bo na ekranie dzieją się rzeczy dramatyczne, straszne i przygnębiające. Ta dwojakość Ostatniej rodziny to także w dużej mierze ukazanie dwoistości ludzkiej egzystencji – raz jest zabawnie, a raz poważnie. Ot, życie.
Co tu więcej pisać – Ostatnia rodzina to ważny film o ważnych osobach, który trzeba obejrzeć. Zabawny, wzruszający, pełen emocji, szczery. I do tego zrealizowany na światowym poziomie. To zdecydowanie jak do tej pory najlepszy polski film, który miałam przyjemność zobaczyć. Bardzo, bardzo, bardzo mocno polecam.

1 komentarz:

  1. Ostatnio mam humor właśnie na takie filmy. To chyba przez aurę, ale wykluczam wszelką lekkość z życia. Podświadomie. Świetny opis.

    OdpowiedzUsuń