wtorek, 16 maja 2017

Pyrkon 2017 – relacja



Pyrkon jest największym konwentem w Polsce poświęconym fantastyce i zarazem jednym z największych w Europie. Odbywa się co roku w Poznaniu, a podczas tych kilku dni fani fantastyki różnej maści mogą wziąć udział w prelekcjach, warsztatach, spotkaniach, konkursach, przebrać się za postaci z gier czy filmów, grać w gry planszowe i elektroniczne, obejrzeć wystawy i pokazy, pośpiewać na karaoke, poczytać komiksy, zakupić gadżety czy posiedzieć w fantastycznych wioskach. To tylko krótki opis tego, co zapewniają organizatorzy.

Pyrkon jest organizowany od siedemnastu lat. Początkowo niewielki konwent szkolny przerodził się w imprezę o sporych rozmiarach. Na tyle sporych, że tegoroczna edycja odbywała się we wszystkich szesnastu pawilonach Międzynarodowych Targów Poznańskich. Powierzchnia MTP została wykorzystana w stu procentach – każdy blok tematyczny miał swoje miejsce. A tych bloków było całkiem sporo: Literacki, Filmowo-Serialowy, Naukowy, Dla Początkujących, Fantastyki Dalekowschodniej, Komiksowy, Dziecięcy, Gier Elektronicznych, Gier Bez Prądu, Integracyjny oraz Konkursowy. Znalazło się także miejsce dla Strefy Fabularnej oraz Fantastycznych Inicjatyw. Oprócz tego odbywały się pokazy gier, testy, turnieje, LARP-y, warsztaty (m.in. walki, posługiwania się mieczem czy tańców), występy, marsze i parady. Jednym słowem – mnóstwo atrakcji dla każdego fana szeroko pojętej fantastyki i popkultury, a to wszystko trwające od rana do późnych godzin nocnych. Tutaj przydatna okazywała się PyrApka, oficjalna aplikacja konwentu, która bardzo ułatwiała dokładne ogarnięcie całego programu.

Muszę przyznać, że na Pyrkon czaiłam się już od lat. No bo jak to tak – ja, taka miłośniczka fantastyki i kultury popularnej, i nie miałabym nie pojechać na największy konwent w Polsce? Nie godzi się! W tym roku postanowiłam, że nie może mnie tam zabraknąć, zwłaszcza iż do Poznania mam teraz niedaleko. Co prawda wahałam się do ostatniej chwili, czy w ogóle jechać, ale powiedziałam sobie „yolo”, kupiłam bilet i wyruszyłam. Na swój pierwszy Pyrkon i zarazem pierwszy konwent w życiu.

Nie spodziewałam się, że zastanę imprezę o takiej skali. Inaczej – wiedziałam, że Pyrkon co roku gromadzi dziesiątki tysięcy ludzi zakręconych na punkcie popkultury i fantastyki ogólnie, ale mimo wszystko to, co zastałam na miejscu, przerosło moje oczekiwania. Chociaż właściwie to już czekając na pociąg mogłam się tego spodziewać – masa ludzi w perukach, przebraniach, z plecakami i karimatami mogła oznaczać tylko jedno: Pyrkon właśnie się rozpoczyna, fantastyka nadchodzi przejąć Poznań.

No to hop – zapraszam na relację!

PIĄTEK, 28 KWIETNIA
Pokażcie mi kogoś, kto przyjechawszy na Pyrkon nie wiedział, w którą stronę się udać. Niech podniesie rękę ten, kto zgubił się w drodze z dworca PKP na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich.

Choćby nie wiem jak, nie da się zgubić idąc z dworca na miejsce konwentu. Próbowałam usilnie, naprawdę, ale nie wyszło. Wystarczy bowiem podążyć za wspomnianym wcześniej tłumem pozytywnych wariatów w perukach, przebraniach, z plecakami i karimatami. Stąd już prosta droga do znalezienia się w miejscu pełnym fantastyki.

Wejście główne do MTP upstrzone było wielgachnymi plakatami wydarzenia oraz oznaczeniami – więc tak, to właśnie tu odbywał się konwent. Oczywiście kręciła się masa ludzi. W punkcie wymiany biletu papierowego każdy uczestnik otrzymał welcome pack – smycz, informator zawierający program, kodeks, mapy oraz przydatne informacje na temat wydarzenia, kość do gry oraz identyfikator, na którym można było podpisać się imieniem lub pseudonimem. Milutkie.

Rachelcia oficjalnie debiutuje na konwencie.
Co zobaczyłam po przekroczeniu bramek? Wariactwo, szaleństwo, pasję, fantastykę namacalną i w czystej postaci. Postacie z bajek, anime, seriali, filmów, gier, książek tuż obok, za mną, przede mną – no po prostu wszędzie. Naruto, Erza Scarlet, Happy, Zła Królowa, Czarodziejka z Księżyca, Atomówki, Darth Vader zbierający na Gwiazdę Śmierci (także i po festiwalu na wrocławskim rynku), cała świta rycerzy Jedi i Sithów (Obi Wan, Kylo Ren, Rey…), Power Rangers, Jack Sparrow, Harry Potter, Joker, Mario, Bella z Pięknej i Bestii, Loki, Na’vi z filmu Avatar Jamesa Camerona, całe mnóstwo Harley Quinn i Deadpooli, wróżki, czarownice, księżniczki, elfy, mechy, rycerze, roboty – to tylko niewiele przykładów świetnych przebrań*. Przez dobre kilka minut stałam i gapiłam się na te barwne zjawiska. Pierwszy raz widziałam cosplayerów na żywo i to w takiej imponującej liczbie.

Jednak Pyrkon to nie tylko cosplay, rzecz jasna, i nie tylko po to tam przyjechałam. Jeszcze raz przestudiowałam program festiwalu (już wcześniej co prawda zaznaczyłam interesujące mnie punkty) i rozpoczęłam swój pobyt od udania się na oficjalną prelekcję otwarcia.

Człowiek-papuga studiujący mapkę wygrał ten dzień.
Po zakończeniu prelekcji udałam się na zwiedzanie reszty terenu Pyrkonu. Trafiłam do tzw. „krainy wystawców” – to, co tam zastałam, można nazwać istnym rajem dla każdego popkulturowego zapaleńca. Czego tam nie było – koszulki, plakaty, książki, rękodzieła, kubki, komiksy, mangi, przypinki, torby, zakładki do książek, biżuteria, ozdoby, smycze, maski, czapki, piżamy, poszewki na pościel, kalendarze i całe mnóstwo różnych innych rzeczy. Naprawdę, wystawcy zaskoczyli mnie różnorodnością przedmiotów. Rozmiary hali z łatwością pozwalały na wygodne przemieszczanie się pomiędzy stoiskami, a i znalazło się również miejsce dla promotorów innych konwentów, w tym m.in. Polconu i Warsaw Comic Conu. A ludzie? Trzy razy „m”. Masa. Multum. Mnóstwo.

Tak to wyglądało z góry. Niesamowite, ile nas jest – fantastycznych
 i popkulturowych świrów. (zdjęcie autorstwa S z bloga GRAnie TO nie WSZYSTKO)
Powstrzymując chęć kupienia wszystkiego, co wpadło mi w oko (wierzcie mi, na praktycznie wszystkich stoiskach zostawiłabym pieniążki), zakupiłam to, po co głównie przyszłam, czyli dostępne przedpremierowo Grimm City. Bestie autorstwa Jakuba Ćwieka** i pobiegłam na pierwszą interesującą mnie prelekcję.

Krzysztof Piskorski i prelekcja „Fantastyka a przyszłość. Trafienia i pudła”
Prelekcję prowadził Krzysztof Piskorski, autor m.in. powieści Czterdzieści i cztery. Byłam już na jego wykładzie podczas Wrocławskich Targów Dobrej Książki i pisarz zrobił na mnie pozytywne wrażenie, więc wiedziałam, że i tym razem się nie zawiodę. Tym razem opowiadał o tym, co udało się przewidzieć twórcom literatury fantastycznej snującym wizje o świecie przyszłości, a co okazało się klapą. Wspomniał więc m.in. o Stanisławie Lemie, Juliuszu Verne i Williamie Gibsonie. Prelekcja bardzo udana, więc daję okejkę!

Co potem? Spotkanie z Jakubem Ćwiekiem. Ha, odpuściłabym okazję na ponowne zobaczenie się z ulubionym pisarzem? Nigdy w życiu. Spotkanie było prześwietne, sala pełna ludzi, nie zabrakło śmiechów i żartów, a także pytań i odpowiedzi. Ćwiek cierpliwie odpowiadał na wszystko, rzucał anegdotami, bawił publikę oraz zdradził swoje wydawnicze i nie tylko plany na najbliższą przyszłość – pochwalił się m.in. serialem internetowym, pracą nad filmem z nurtu „świątecznego kina kopanego” oraz premierą serialu w formie audiobooka. Wyszłam z spotkania usatysfakcjonowana (dzięki, Kuba, za powiększenie materiału do pracy magisterskiej!) i cierpliwie udałam się do kolejki po autograf pisarza. Po dwóch godzinach czekania zdobyłam więcej, niż się spodziewałam.

Tyle szczęścia na jednym zdjęciu – Kuba, Agata „Kreska” Krajewska 
(współautorka Poprzez Stany POPświadomości) i ja.
Ciekawostka – można mnie znaleźć w sklejce pyrkonowych zdjęć na oficjalnym fanpage’u pisarza!
SOBOTA, 29 KWIETNIA
Sobotę na Pyrkonie zaczęłam dosyć późno, bo dopiero we wczesnych godzinach popołudniowych. Ten dzień okazał się pełen atrakcji w postaci najciekawszych prelekcji, więc na terenie MTP przewijały się spore tłumy. Odnosiłam wrażenie, że jest co najmniej dwa razy więcej ludzi niż w piątek.

W praktyce oznaczało to, że niestety dostanie się na większość prelekcji, gdzie sale mogły pomieścić jedynie 100-200 osób, graniczyło z cudem. Na najpopularniejsze wykłady można było wcześniej się zapisać, żeby zarezerwować miejsce, jednak spora część konwentowiczów o tym nie wiedziała. Efektem tego były gigakolejki pod salami. Wspólnie z S próbowaliśmy dostać się np. na prelekcję dotyczącą mitologii słowiańskiej – skończyło się na tym, że spacer wzdłuż kolejki zajął nam prawie półtorej minuty. Niezrażeni, praktycznie do wieczora zwiedzaliśmy resztę pawilonów, w tym głównie krainę wystawców, oglądaliśmy też wystawy, cosplaye, robiliśmy mnóstwo zdjęć (część z nich możecie zobaczyć na moim instagramie), przyglądaliśmy się pokazowi mody alternatywnej i cieszyliśmy wszystkim jak dzieciak. Na koniec dnia ja udałam się na jedyną prelekcję, do której nie było kilometrowych kolejek.

Całkiem ciekawy wykład Agnieszki „Mimikk” Mikrut-Żaczkiewicz
zatytułowany „Kiedy ludzie zaprzyjaźnili się z Godzillą?”
Jako że Godzilla jest moim ulubionym filmowym potworem, z chęcią poszłam na tę prelekcję. Było ciekawie, dowiedziałam się kilku nowych rzeczy i wyszłam nawet zadowolona***.

NIEDZIELA, 30 KWIETNIA
Niedziela była znacznie spokojniejsza. Rozmieszczenie atrakcji znane na pamięć, ludzi jakby mniej. Tego dnia już na spokojnie można było dostać się na większość prelekcji, ponieważ konwent powolutku pustoszał. Wykład o legendarnych, japońskich piratach wakō był pierwszym, który mnie interesował.
Interesująca prelekcja Zdzisława „Zdzisi” Koczarskiego – „Czarne demony. Japońscy piraci wakō
Od lat pasjonuję się kulturą Japonii, więc z chęcią udałam się na ten wykład. Zaliczam go do bardzo udanych, ponieważ prelegent wykazał się dużą wiedzą, charyzmą, mówił ciekawie i zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Kolejną niedzielną atrakcją była prelekcja na temat powiązania baśni i filmów z nurtu science-fiction.
Świetny wykład Adrianny Fiłonowicz „O baśniowości kina science-fiction”
To chyba najlepsza prelekcja, w której miałam okazję uczestniczyć. Prelegentka opowiadała o korzeniach fantastyki naukowej, jakimi są motywy baśniowe, po które do dzisiaj sięgają twórcy kina. Choć nie do końca jesteśmy tego świadomi, filmy takiej jak Blade Runner, A.I. Sztuczna inteligencja oraz Gwiezdne Wojny są przesycone baśniową ikonografią. Ciekawe i pouczające wystąpienie!

Ostatnia prelekcja, na której się pojawiłam, dotyczyła filmowych inspiracji snami.
Agnieszka „Cherry” Ignaczak i prelekcja „Kiedy rozum śpi, budzi się fantastyka”
Wykład dość ciekawy, zawierający trochę teorii przeplatanej z pokazami fragmentów filmów, które niejako „wizualizują” senne marzenia, koszmary, lęki, absurdy, surrealizm i retrospekcje. A zatem m.in. David Lynch, Gabinet doktora Caligari i Nosferatu. Symfonia grozy

PODSUMOWUJĄC…
To był fantastyczny weekend. Na Pyrkonie czułam się trochę i cieszyłam tym wszystkim jak dzieciak, który trafił do wesołego miasteczka i jest oczarowany tym, co widzi. Jakbym odnalazła miejsce wprost stworzone dla ludzi takich jak ja – zakochanych w literaturze, książkach, filmach i serialach, znających fantastyczne światy i opowieści, podzielających pasję, jaką jest fantastyka w różnych postaciach oraz szeroko pojęta popkultura. Totalne oderwanie się od rzeczywistości, wejście do świata wyobraźni i niechęć powrotu do realności.

Żałuję, że ominęło mnie tyle atrakcji. Interesuję się wieloma rzeczami, a wszystkie z nich były dostępne na Pyrkonie, jednak uczestnictwo we wszystkich ciekawiących mnie prelekcjach i spotkaniach było fizycznie niemożliwe. Niemniej jestem zadowolona, że udało mi się dostać na kilka z nich, zyskać nowe doświadczenia i niezapomniane wrażenia. Teraz wiem na pewno, że przyszłorocznej edycji Pyrkonu nie odpuszczę za żadne skarby świata.

Do następnego!


* Pyrkon zaszczycili swoją obecnością również Kmicic i Jezus Chrystus. Zaś moje serce absolutnie skradł kilkumiesięczny maluch w stroju Batmana.
** No dobra, wzięłam nie tylko Bestie. Ale to, że była promocja na książki (trzy w cenie dwóch) to naprawdę nie moja wina. Pozdrawiam Wydawnictwo SQN! 
*** Jedyne, czego nie mogę darować prelegentce, to uporczywe wymawianie „Godżilla” zamiast „Godzilla”. No ej, pierwsza opcja jest niepoprawna, halo.

2 komentarze:

  1. Niezwykle fajna relacja. Podoba mi się styl Twojego pisania. Jest taki lekki, przepełniony energią.
    Dla mnie to był trzeci Pyrkon z rzędu. Po pierwszym miałem podobne odczucia. Wiedziałem, że nie odpuszczę kolejnego razu. I takim sposobem utkwiłem. Jeżdżę tam co roku. Nie zamierzam sobie odpuścić.
    Myślę, że każdy fan fantastyki się tam odnajdzie. :)) Aż w mojej głowie chęć by pojechać na inne konwenty. Słyszałem, że lubliński Falcon jest całkiem niezły. Chyba pora to zweryfikować! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie da się niestety na Pyrkonie zobaczyć wszystkiego i być wszędzie :c Ja byłam już drugi raz i dalej z połowy atrakcji nie skorzystałam...

    OdpowiedzUsuń