środa, 19 lipca 2017

Jakub Ćwiek „Grimm City. Bestie” – recenzja



W pierwszym tomie cyklu Grimm City, który miał swoją premierę w zeszłym roku, Jakub Ćwiek zaserwował czytelnikom wycieczkę do niezwykłego miasta. Wyrosłego na truchle olbrzyma, z bogatym światkiem przestępczym, stylizowanym na czasy prohibicji, zanurzonego w pyle i smole, owianego złą sławą, brudnego i nieprzyjaznego. Miasta stanowiącego część niezwykłego świata, w którym wierzy się w baśń, opowieść, bajkę i Bajarza – boskiego stwórcę. W maju tego roku ukazała się druga z planowanych pięciu części serii.

Jakub Ćwiek Grimm City. Bestie, stron 361,
Wydawnictwo Sine Qua Non, 2017
Ćwiek ponownie zabiera czytelnika do ponurego miasta Grimm. Spowitego tłustą czernią, zbudowanego na ciele olbrzyma, który runął z nieba, i napędzanego jego smolistą krwią, stanowiącą podstawę przemysłu. Znów trafiamy do metropolii owiana złą sławą, gdzie toczą się wojny mafijne, a o sprawiedliwości i uczciwości nie słyszano dawno, podobnie jak o promieniach słońca. Tym razem Grimm City grozi totalna wojna – ginie głowa jednej z mafijnych rodzin. Oznacza to zerwanie paktu, zwłaszcza iż o popełnienie zbrodni zostaje oskarżony jeden z poruczników konkurencji. Wszyscy szykują się do najważniejszego procesu sądowego w historii miasta, jednak nikt nie może być pewien, że każdy będzie grał uczciwie. W obliczu tych wydarzeń sprawą drugorzędną wydaje się pojmanie Drwala, szaleńca brutalnie mordującego kobiety i rąbiącego ich ciała siekierą. Śledztwo prowadzi Evans, co dla niego jest karą za podpadnięcie przełożonym. Mordercy szuka także Emeth Braddock zwany Bestią, samozwańczy stróż prawa i opiekun ubogiej dzielnicy Grimm City.
Sięgając po Bestie, oczekiwałam mrocznego kryminału noir, solidnie doprawionego urban fantasy i klimatem czasów Ala Capone. Tym razem autor dodał dramat sądowy i jeszcze więcej elementów ze świata baśni niemieckich baśniopisarzy, co sprawiło, iż otrzymałam więcej niż się spodziewałam.
Ćwiek jest genialny w tworzeniu atmosfery i odwzorowywaniu realiów rzeczywistości, którą tworzy, co świetnie widać w Bestiach. Przez to czytelnik ma wrażenie, że Grimm City jest obok niego, otacza go swoją smolistością, złem i niepokojem, dusi i oplata mackami, zaprasza do mrocznych uliczek, brudnych slumsów i pięknych rezydencji. To właśnie miasto staje się pełnoprawnym bohaterem utworu, a jego losy toczą się wraz z opowieścią. Autor nie odkrywa wszystkich tajemnic, bo na to przyjdzie jeszcze czas, ale te, których rąbka uchyla, intrygują i totalnie wciągają. W tylko sobie znany sposób transformuje motywy popkulturowe, serwując czytelnikowi znane schematy czy motywy, lecz podane „na świeżo”. Mamy barwne sceny pojedynków i bójek, dochodzenie śledcze, makabryczne opisy okrutnych zbrodni, przekupnych stróżów prawa i bezlitosne obnażenie kulawości systemu prawnego krainy. Docieramy do nieznanych wcześniej części miasta, ubogich slumsów. Tam nie docierają władze mafii czy policji, bieda rządzi się swoimi prawami, a nad wszystkim czuwa Bestia – były bokser Emeth Braddock, jeden z najbardziej intrygujących bohaterów powieści. Spotykamy też postacie z pierwszego tomu cyklu (m.in. Pallę di Neve czy ojca Perro), poznajemy nowych bohaterów, a wszyscy są na równi dobrze skonstruowani, pełnokrwiści i ciekawi. Doktryna religijna królestwa, zakładająca iż życie składa się z wątków układających się w opowieść, wywiera wpływ na każdego z nich – choć nie wszyscy są religijni.
Podsumowując, Bestie oceniam bardzo wysoko. Jest tutaj dokładnie to wszystko, co znam z pierwszego tomu cyklu o mieście Grimm, a nawet więcej. Kryminały noir ukazujące baśnie w krzywym zwierciadle – tak najkrócej można opisać obydwa tomy serii. Zachęcam do sięgnięcia po te książki i zanurzenie się w smogu, baśniach i tajemnicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz