Mocny body-horror, kontrowersyjny i obrzydliwy, łamiący tabu film o
budzącej się seksualności, dramat o dojrzewaniu i rodzinie, niepokojąco
erotyczny, wyuzdany i pełen przemocy, szokujący, głupi i prowokujący – to tylko
niektóre z opinii, jakie można przeczytać o jednym z najgłośniejszych horrorów
ostatnich miesięcy. Mowa o filmie Raw,
który u nas przetłumaczono jako Mięso.
Debiutancki obraz Julii Ducournau 22 września wchodzi na ekrany polskich kin.
kadr z filmu „Mięso [Raw]”, reż. Julia Ducournau
|
Bohaterką filmu jest nieśmiała Justine, która pochodzi z szanowanej
rodziny weterynarzy. Podobnie jak jej nadopiekuńczy rodzice, Justine jest
zdeklarowaną wegetarianką. Dziewczyna zaczyna właśnie studia weterynaryjne,
wyprowadza się z domu i zamieszkuje w akademiku. Tam kosztuje studenckich
przyjemności, imprez, alkoholu i wolności. Do tego dochodzą trudne relacje z
siostrą, nauka oraz bolesne początki studiowania w odseparowanej od świata
uczelni. Wszystko zmienia się, kiedy podczas tradycyjnych otrzęsin Justine zostaje
zmuszona do spróbowania surowego mięsa królika. To z pozoru błahe wydarzenie sprawia,
że bohaterka przechodzi przemianę z nieśmiałej i zahukanej osóbki w agresywną i
niebezpieczną smakoszkę najpierw zwierzęcego, a potem ludzkiego mięsa.
Nie da się ukryć, że fabuła filmu brzmi co najmniej kontrowersyjnie. Oto
nieśmiała wegetarianka staje się groźną kanibalką. Absurd, groteska,
obrzydliwość, krew i flaki – to pierwsze skojarzenia, kiedy przeczyta się opis
debiutanckiego obrazu francuskiej reżyserki. Z mniej więcej takim nastawieniem
poszłam na seans Mięsa podczas
festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. Oczekiwałam parodii, groteski, absurdalnego
podejścia do tematu, czarnego humoru i byłam ciekawa, jak zostanie to pokazane.
Tymczasem Mięso przerosło moje
oczekiwania.
To film-petarda. Jasne, obrzydliwych scen jest w nim dużo, ale nie są one
w przesadnych ilościach. Sceny pałaszowania mięska przeplatają się z
ilustracjami studenckiego życia, zajęć, w których uczestniczą młodzi adepci
medycyny weterynaryjnej oraz ukazania siostrzanych relacji Justine z Alexią
(która okazuje się być równie mordercza jak jej młodsza siostrzyczka), a
wszystko jest przedstawione za pomocą pięknych zdjęć, skontrastowanych z
ujęciami „z ręki”. Wizualnie film jest bardzo dobry, kolory są mgliste i
klimatyczne, muzyka też jest świetnie dobrana. Niemal w każdej scenie z ekranu
wyziera dziwne i niezdrowe napięcie, niepokój i nieznośne oczekiwanie, co się
jeszcze wydarzy, do czego posuną się Justine i Alexia, jak ta historia się
zakończy. Na olbrzymią pochwałę zasługuje Garance Marilier wcielająca się w
główną bohaterkę, która aktorsko podołała trudnej roli.
Przemiana wegetarianki w kanibalkę jest jedynie pretekstem do
zobrazowania dorastania nastoletniej Justine. W dziewczynie budzą się hormony,
dochodzi do głosu pożądanie. Film pod tym względem jest mocno erotyczny, nie
brak w nim naturalistycznych scen seksu. Reżyserka obrazuje też piekiełko
studenckiego życia w akademiku, gdzie starsi koledzy pastwią się nad
pierwszoroczniakami, a przyszli lekarze zachowują się nieomal jak zwierzęta.
Podczas pokazu filmu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto 2016
kilka osób zemdlało. Na seanse w kinie Nuart Theatre w Los Angeles do biletów
dołączano torebki na wymioty. Z kolei na wrocławskim festiwalu widzowie śmiali
się i oklaskiwali film przy najostrzejszych scenach, czasem tylko wydając
odgłosy obrzydzenia. Siedziałam wśród nich, śmiejąc się i klaszcząc ze
wszystkimi. Niemniej Mięso nie jest
filmem dla ludzi o słabych żołądkach, do których zaliczam się także i ja. Po
wyjściu z sali kinowej już wiedziałam, dlaczego nie lubię takich filmów. Jeśli
jednak chcecie się przekonać, o co w tym chodzi, jak daleko sięgają granice
smaku w kinie i co takiego jest w tym filmie, że budzi zachwyty krytyków, to
zapraszam na seans. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz