środa, 20 września 2017

Chuck Wendig „Drozdy. Dotyk przeznaczenia” – recenzja


       Przeznaczenie jest wredne, a śmierć jest suką. Doskonale wiemy, że kostucha wkrótce zabierze nas wszystkich, jednak niektórzy nie umieją się z tym pogodzić. A jakby to było, jeśli umiałbyś przewidywać śmierć innych ludzi? Czy walczyłbyś z przeznaczeniem, czy raczej pozwoliłbyś mu działać? Na te i podobne pytania próbuje odpowiedzieć Chuck Wendig w powieści Drozdy. Dotyk przeznaczenia.
Chuck Wendig Drozdy. Dotyk przeznaczenia
tłumaczenie: Miłosz Urban, tytuł oryginalny: 
Blackbirds, stron 320, Wydawnictwo Akurat, 2016
Bohaterką książki młoda dziewczyna o imieniu Miriam Black. Włóczy się od miasta do miasta i nigdzie nie zatrzymuje się na długo. Nie stroni od przekleństw, alkoholu i innych używek, nie ma oporów przed przygodnymi znajomościami, czasem kogoś okradnie. Jest osobą obdarzoną niezwykłymi zdolnościami, ponieważ poprzez dotknięcie obcego człowieka może poznać dokładną datę oraz sposób jego śmierci. Miriam stara się więc nie nawiązywać bliższych relacji z ludźmi, gdyż uważa, że zawsze sprowadza na nich nieszczęście. Już nie próbuje walczyć z przeznaczeniem, odkąd kilka lat temu nie udało się jej uratować pewnego dziecka przed wypadkiem. Pewnego dnia poznaje jednak kierowcę Louisa. Dziewczyna zakochuje się w nim i postanawia zrobić wszystko, żeby ocalić go przed śmiercią, którą przewidziała – Louis ma umrzeć torturowany, wypowiadając jej imię…
Książka wpadła mi w ręce zupełnym przypadkiem. Zaintrygowała mnie zarówno fabułą, jak i mroczną, zapadającą w pamięć okładką. Sięgając po nią, spodziewałam się mocnego kryminału w klimacie fantastyki lub powieści grozy, okraszonego nutką romansu. Otrzymałam mniej więcej to, czego oczekiwałam. A czemu „mniej więcej”?
Jeśli chodzi o treść i fabułę, to w zasadzie nie mam jakichś większych zastrzeżeń. Brutalna i mroczna opowieść z wątkami kryminalnymi, nadnaturalnymi oraz z romansem w tle. Sam pomysł uważam za dość oryginalny i ciekawie napisany, tak samo jak pojawiające się w powieści wątki poboczne – jak choćby fanatyzm religijny matki Miriam, o którym kilkukrotnie się wspomina. Jeśli chodzi o bohaterów, to jedynie Louis wydaje się być całkowicie „czystym” i normalnym, bez jakichkolwiek wypaczeń moralnych. Praktycznie każda postać oprócz niego jest jakoś skrzywiona, czy to przez przeszłość, czy to narkotyki. Niekiedy są tacy brutalni, że czytelnik tkwi w szoku, dowiadując się o okropieństwach, jakich się dopuścili lub nadal dopuszczają. I tu właśnie pojawia się ten aspekt książki, który nie do końca przypadł mi do gustu – ogromna ilość brutalnych scen. Autor nie stroni od krwawych i szczegółowo dokładnych opisów przemocy i tortur; mam wręcz wrażenie, że gdyby wyciąć je wszystkie, to z samej powieści niewiele by zostało. Uważam, że jest ich zwyczajnie za dużo, a w pewnym momencie zaczynają po prostu męczyć czytelnika i stawać się mocno niesmaczne. Język, jakim posługują się bohaterowie, chwilami też pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi tu wcale o przekleństwa, co w książce o takim profilu wydaje się zrozumiałe – raczej o to, że niektóre postacie, jak na przykład sama Miriam, wypowiadają się na siłę zbyt „kwieciście”? Nie wiem, jak to ująć, po prostu czasami miałam wrażenie, że w jej wypowiedziach jest za dużo sztuczności, popisywania się i pozowania. Nie to, żebym nie lubiła brutalnych opowieści czy filmów akcji, ale co za dużo, to niezdrowo. Za cwaniakującymi bohaterami też średnio przepadam.
Drozdy. Dotyk przeznaczenia to książka w mojej opinii trochę nierówna. Z jednej strony niezła historia opowiedziana z pomysłem i wartką akcją, zaś z drugiej – przesadnie wyeksponowana przemoc i brutalność oraz nieco irytujący bohaterowie. Moim zdaniem powieść trochę na tym traci. Niemniej na pewno spodoba się osobom, którym nie przeszkadzają te wyżej opisane cechy. Według mnie nie jest źle, choć mogłoby być lepiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz