niedziela, 29 października 2017

Ian Tregillis „Powstanie” – recenzja



Samoświadome maszyny kontrolowane przez człowieka – czy to nie brzmi nieźle? Nie ma to jak stworzyć niewolników całkowicie zależnych od swoich konstruktorów. W cyklu Wojny alchemiczne pisarz Ian Tregillis udowadnia, że czasem pomiędzy ludźmi a maszynami zacierają się granice. Pierwszy tom był wbrew pozorom czymś świeżym, ukazywał alternatywną rzeczywistość wraz ze skutkami wojny oraz zabawy w Boga. A ponieważ niezmiernie zachwyciłam się Mechanicznym, z niecierpliwością oczekiwałam premiery kontynuacji.
Ian Tregillis Powstanie, tytuł oryginalny:
The Rising. The Alchemy Wars. Book Two,
tłumaczenie: Bartosz Czartoryski, stron 432,
Wydawnictwo Sine Qua Non, 2017
Historia rozpoczyna się w momencie, gdy Wielka Kuźnia została zniszczona. Sabotażu dokonał Jax, zbuntowany klakier, który odradza się w jej ogniach jako wolna maszyna. Ciąży jednak na nim ogromne brzemię, ponieważ pragnie on wyzwolenia dla swoich mechanicznych braci i sióstr. Poszukuje więc mitycznej arkadii królowej Mab, gdzie żyją wolni klakierzy. Tymczasem była wicehrabina i szpiegmistrzyni, Francuzka Berenice, zostaje pojmana przez holenderską policję zegarmistrzów. Mimo oczekiwania na wyrok wciąż planuje odmienić losy wojny. A wojna wkracza w ostateczne stadium – Mosiężny Tron, przekonany, iż to Nowa Francja odpowiada za zniszczenie Wielkiej Kuźni, wysyła armię mechanicznych żołnierzy do ostatniego, niezdobytego bastionu Francuzów. Tam kapitan Hugo Longchamp ma przed sobą niełatwe zadanie, ponieważ przeciwko niezniszczalnym, wojskowym klakierom musi wystawić nieprzeszkolone i marne wojsko złożone z kupców i rzemieślników. Choć są z góry skazani na porażkę, zamierzają bronić twierdzy Zachodniej Marsylii do ostatniego tchu.
          Kiedy pierwszy tom serii o wojnach alchemicznych maszyn z ludźmi wpadł w moje ręce, nie potrafiłam ukryć zachwytu nad lekturą. Opowieść o alternatywnym świecie, w którym Holendrzy wraz z armią napędzanych magią mechanicznych niepodzielnie dzierżą władzę w Europie, a Francja jest jedynym państwem, który się im przeciwstawia, w dodatku z wątkiem buntującej się maszyny pragnącej zyskać wolną wolę – to brzmiało ciekawie od samego początku. W związku z tym miałam wysokie oczekiwania wobec kontynuacji. No i nie zawiodłam się.
Powstanie zawiera w sobie wszystko, co otrzymałam już w pierwszej części serii. Jest więc ponownie wartka i szybka akcja, mnóstwo zaskakujących momentów, wiele intryg i napięcia oraz szczypty magii. Nie brak też krwawych opisów działań wojennych, wszak dochodzi do częstych starć ludzi z maszynami. Zazwyczaj nie przepadam za czymś takim, lecz tutaj nie mogłam się wprost oderwać od lektury. Jest barwnie, z rozmachem i wyobraźnią. Posoka leje się gęsto, spływając po rozgrzanym metalu. Autor nieco odsunął na bok wątek magiczny (chociaż na alchemiczne czary również znalazło się miejsce) i na pierwszy plan wysunął właśnie wojnę holendersko-francuską. Ponownie spotykamy też troje niezwykłych bohaterów – wyzwolonego i uroczego klakiera Jaxa, który wreszcie zaczyna rozumieć, czym właściwie jest wolność, niepokorną i twardą Berenice, nieustraszoną i godną wielu poświęceń dla osiągnięcia celu, oraz niesamowicie charyzmatycznego kapitana Longchampa, o niezmordowanym duchu walki i kipiącego czarnym humorem. Naprawdę, kiedy czyta się wypowiedzi kapitana, aż nie sposób się nie uśmiechnąć. Berenice, choć chwilami wywołuje mieszane uczucia, to imponuje odwagą, wiedzą i determinacją. Zaś Jax powoli wyzbywa się naiwności i zaczyna podejmować dojrzałe decyzje, które uczynią go panem samego siebie, niezależnym od niczego i nikogo.
Powieść czyta się bardzo szybko, jest napisana sprawnym i przejrzystym językiem, akcja wciąga od początku do końca, a napięcie nie odpuszcza do ostatnich stron. To świetny kawałek klimatycznej fantastyki, opowiadającej o krętej ścieżce ku wolności oraz wojnie pozbawionej kompromisów. Pozostaje mieć nadzieję, że w ostatniej części trylogii Tregillis nie zwolni tempa i zaskoczy czytelnika. Całą serię szczerze polecam. 

1 komentarz: