Jonathan Maberry Wilkołak, tłumaczenie: Przemysław
Bieliński/Miłosz Urban, tytuł oryginału: The Wolfman,
stron 288, Wydawnictwo Amber, 2010
|
Fabuła „Wilkołaka” w skrócie przedstawia się tak: Lawrence
Talbot po tym, jak jego matka popełnia samobójstwo, opuszcza rodzinne strony i
wyrusza w świat. Gdy po latach wraca do Anglii jako ceniony aktor teatralny,
wieść o tragicznym zgonie brata zmusza go do powrotu do Blackmoor. Tam okazuje
się, że po okolicy grasuje krwiożercza bestia. Lawrence postanawia rozwikłać
zagadkę śmierci brata oraz tajemniczego potwora. Tymczasem Bogini Łowów wzywa
go do lasu podczas pełni księżyca, łaknąc krwi…
Jonathan Maberry jest nazywany amerykańskim mistrzem horroru.
Chociaż jak do tej pory miałam styczność tylko z jedną jego publikacją (a
napisał on także takie książki jak mi.in. „Blues duchów” czy „Song umarłych”),
to śmiało mogę stwierdzić, że określanie go w ten sposób wcale nie jest
przesadzone. Maberry maluje przed czytelnikiem makabryczne obrazy pełne grozy i
trwogi, świetnie buduje napięcie i mimo raczej prostego stylu sprawia, że od
książki wprost nie można się oderwać. Obecnie temat likantropii został bardzo
ułagodzony, sprowadzając wilkołaki do roli grzecznych i salonowych piesków,
jednak u Maberry’ego wizerunek ten zostaje mocno naprawiony. Wilkołak odzyskuje
dawny „pazur” – jest bestią żądną zabijania, wzywaną na łowy przez księżyc.
Takie ukazanie ugrzecznionego już motywu zasługuje jak najbardziej na plus.
Tym, na co bez wątpienia należy jeszcze zwrócić uwagę w „Wilkołaku”, jest
realizm. Mamy tu nie tylko XIX-wieczne zapomniane miasteczko, stare zamczysko,
mglistą i deszczową Anglię, barwny cygański tabor, ale również szpital dla
umysłowo chorych, bolesne przemiany w wilkołaka oraz krwawe polowania bestii
(ręce odrywane od korpusów, głowy od szyi, lejąca się strumieniami krew etc.).
Wszystko to utrzymane jest w gotyckim klimacie mroku, szaleństwa i tajemniczej
atmosfery idealnie współgrającej z tematyką powieści.
Plusem są także bohaterowie.
Lawrence, młody acz zgorzkniały człowiek o tragicznych doświadczeniach z
dzieciństwa (śmierć matki, umieszczenie w zakładzie psychiatrycznym), jest
postacią dobrze skonstruowaną i wiarygodną. Jego ojciec, sir John, to chłodny
łowca zwierząt i największe zaskoczenie w powieści – nie zdradzę jednak
szczegółów. Poza nimi, a także służącym na dworze Talbotów Singhem oraz
narzeczoną Bena, Gwen (co ciekawe, wątek miłosny w powieści został zepchnięty
na dalszy plan), reszta mieszkańców wiktoriańskiego miasteczka nie wyróżnia się
niczym szczególnym. Posunę się nawet do odważnego stwierdzenia, że są oni
jedynie daniami podanymi przez autora wilkołakowi, gdy podczas pełni padają jak
muchy.
Ciekawostką dotyczącą książki jest
fakt, iż powstała ona w oparciu o horror z 2010 roku w reżyserii Joe Johnstona
pod tym samym tytułem – jest więc to powieść filmowa. Sam obraz Johnstona jest
odświeżoną wersją filmu „Wolfman” z roku 1941, klasycznego horroru opartego na
greckich wierzeniach. Postać Lawrence’a Talbota stała się
zatem kultową, na zawsze wpisując się w kanon najsłynniejszych filmowych
potworów.
Czy powieść „Wilkołak” jest godna
polecenia? Z pewnością tak. Z czystym sercem zachęcam do przeczytania tej
książki nie tylko fanów horrorów czy samego Maberry’ego, ale również i tym,
którym obecne, „ułaskawione” wilkołaki nie przypadają do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz