środa, 28 stycznia 2015

Jonathan Maberry „Wilkołak” – recenzja



Jonathan Maberry Wilkołak, tłumaczenie: Przemysław 
Bieliński/Miłosz Urban, tytuł oryginału: The Wolfman, 
stron 288, Wydawnictwo Amber, 2010
Lubię horrory. Zwłaszcza straszne. Niestety często zdarza mi się śmiać podczas oglądania filmów tego typu, ponieważ wbrew pozorom nazwa „horror” nie zawsze oznacza, że film faktycznie potrafi przestraszyć. Z książkami tego gatunku jest trochę inaczej. Zamiast „arsenału” filmowego (efekty, dekoracje, aktorstwo, muzyka itd.), tutaj pisarz ma do dyspozycji jedynie słowa i papier, żeby wzbudzić u czytelnika grozę. Ta sztuka na pewno udaje się Mastertonowi, Kingowi oraz Małeckiemu, o czym wspomniałam już w publikowanej niedawno recenzji książki tego ostatniego. A jak poradził sobie Jonathan Maberry, autor powieści filmowej pt. „Wilkołak”?
Fabuła „Wilkołaka” w skrócie przedstawia się tak: Lawrence Talbot po tym, jak jego matka popełnia samobójstwo, opuszcza rodzinne strony i wyrusza w świat. Gdy po latach wraca do Anglii jako ceniony aktor teatralny, wieść o tragicznym zgonie brata zmusza go do powrotu do Blackmoor. Tam okazuje się, że po okolicy grasuje krwiożercza bestia. Lawrence postanawia rozwikłać zagadkę śmierci brata oraz tajemniczego potwora. Tymczasem Bogini Łowów wzywa go do lasu podczas pełni księżyca, łaknąc krwi…

Jonathan Maberry jest nazywany amerykańskim mistrzem horroru. Chociaż jak do tej pory miałam styczność tylko z jedną jego publikacją (a napisał on także takie książki jak mi.in. „Blues duchów” czy „Song umarłych”), to śmiało mogę stwierdzić, że określanie go w ten sposób wcale nie jest przesadzone. Maberry maluje przed czytelnikiem makabryczne obrazy pełne grozy i trwogi, świetnie buduje napięcie i mimo raczej prostego stylu sprawia, że od książki wprost nie można się oderwać. Obecnie temat likantropii został bardzo ułagodzony, sprowadzając wilkołaki do roli grzecznych i salonowych piesków, jednak u Maberry’ego wizerunek ten zostaje mocno naprawiony. Wilkołak odzyskuje dawny „pazur” – jest bestią żądną zabijania, wzywaną na łowy przez księżyc. Takie ukazanie ugrzecznionego już motywu zasługuje jak najbardziej na plus. Tym, na co bez wątpienia należy jeszcze zwrócić uwagę w „Wilkołaku”, jest realizm. Mamy tu nie tylko XIX-wieczne zapomniane miasteczko, stare zamczysko, mglistą i deszczową Anglię, barwny cygański tabor, ale również szpital dla umysłowo chorych, bolesne przemiany w wilkołaka oraz krwawe polowania bestii (ręce odrywane od korpusów, głowy od szyi, lejąca się strumieniami krew etc.). Wszystko to utrzymane jest w gotyckim klimacie mroku, szaleństwa i tajemniczej atmosfery idealnie współgrającej z tematyką powieści.
Plusem są także bohaterowie. Lawrence, młody acz zgorzkniały człowiek o tragicznych doświadczeniach z dzieciństwa (śmierć matki, umieszczenie w zakładzie psychiatrycznym), jest postacią dobrze skonstruowaną i wiarygodną. Jego ojciec, sir John, to chłodny łowca zwierząt i największe zaskoczenie w powieści – nie zdradzę jednak szczegółów. Poza nimi, a także służącym na dworze Talbotów Singhem oraz narzeczoną Bena, Gwen (co ciekawe, wątek miłosny w powieści został zepchnięty na dalszy plan), reszta mieszkańców wiktoriańskiego miasteczka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Posunę się nawet do odważnego stwierdzenia, że są oni jedynie daniami podanymi przez autora wilkołakowi, gdy podczas pełni padają jak muchy.
Ciekawostką dotyczącą książki jest fakt, iż powstała ona w oparciu o horror z 2010 roku w reżyserii Joe Johnstona pod tym samym tytułem – jest więc to powieść filmowa. Sam obraz Johnstona jest odświeżoną wersją filmu „Wolfman” z roku 1941, klasycznego horroru opartego na greckich wierzeniach. Postać Lawrence’a Talbota stała się zatem kultową, na zawsze wpisując się w kanon najsłynniejszych filmowych potworów.
Czy powieść „Wilkołak” jest godna polecenia? Z pewnością tak. Z czystym sercem zachęcam do przeczytania tej książki nie tylko fanów horrorów czy samego Maberry’ego, ale również i tym, którym obecne, „ułaskawione” wilkołaki nie przypadają do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz