Harry Potter powrócił, a wraz z nim wróciła magia. Czy na pewno?
Jestem stuprocentową Potteromaniaczką. Wychowałam się na książkach z
serii o słynnym czarodzieju, czytałam je po kilkanaście (lub kilkadziesiąt…)
razy, obejrzałam wszystkie ekranizacje – można więc powiedzieć, że znam je na
pamięć. Wspomniałam nawet przy okazji Alkoholowego
tagu książkowego (<klik>), że bardzo chętnie podzielę się wiedzą na temat wszystkiego,
co związane ze światem Harry’ego. Było więc oczywiste, że gdy na polskim rynku
ukaże się kolejna część cyklu, to od razu pojawi się także i u mnie.
Harry Potter i Przeklęte Dziecko
jest ósmą historią w serii. Fabuła obejmuje wydarzenia rozgrywające się dziewiętnaście
lat po bitwie z Czarnym Panem. Harry Potter jest przepracowanym i dobiegającym
czterdziestki urzędnikiem Ministerstwa Magii, wychowującym wraz z Ginny trójkę
dzieci – Jamesa, Lily i Albusa. Najmłodszy potomek słynnego pogromcy Voldemorta
i wybawiciela świata czarodziejów zmaga się z rodzinnym dziedzictwem, którego nigdy
nie chciał przyjąć. Jego relacje z ojcem są, lekko mówiąc, niezbyt dobre, a sytuacji
nie poprawia przyjaźń Albusa z młodym Scorpiusem Malfoyem, o którym krążą mało
przychylne plotki. Tymczasem ciemność nadchodzi, a czarodziejski świat znów
jest zagrożony.
Nie wiem. Nie bardzo wiem, jak to skomentować i opisać wrażenia po
lekturze.
Dziwnie się to czytało. Nie chodzi nawet o formę – Przeklęte Dziecko wydano jako scenariusz sztuki wystawianej w
Londynie – bo nie mam problemu z czytaniem tekstu scenariusza, choć przywykłam
do Harry’ego w postaci powieści. Problem leży chyba po stronie fabuły, która,
mimo iż jest nawet ciekawa, to moim zdaniem została źle opisana. Miałam
wrażenie, że wiele rzeczy wprowadzono na siłę i naraz, pomieszano sporo
pomysłów, sama historia także nie powala na łopatki swoją oryginalnością, poza
paroma fragmentami jest nawet przewidywalna (serio, czytałam o wiele lepsze
fanfiction…), a zachowanie niektórych bohaterów jest po prostu głupie. Nie wiem,
na ile jest to kwestia tłumaczenia – a bardzo mnie zabolało, że nie dokonał go
Andrzej Polkowski, który przetłumaczył poprzednie siedem tomów – ale chwilami dialogi
między postaciami są suche, pozbawione polotu, takie sztuczne i z wyblakłymi
emocjami. „Dowcipkowanie” Rona, wzniosłe wypowiedzi Dephi czy rozmowy Albusa ze
Scorpiusem… Nie, nie podoba mi się. W toku fabuły mamy gościnne występy „starych”
bohaterów, niektóre średnio udane, inne wręcz przeciwnie, ale i to nie ratuje Przeklętego Dziecka.
Czegoś tutaj zabrakło. Może i Harry Potter powrócił, ale czy potrzebnie? Historia
została zamknięta, opowiedziana do końca, więc czy konieczne było dopisanie
dalszych losów jego dzieci? Nie sądzę. Za mało jest tu Rowling i klimatu, który
stworzyła w całym cyklu, nie ma scenerii Hogwartu, tylko deski teatru. Choć nie
ukrywam, że zwyczajnie jestem ciekawa efektu przeniesienia potterowskiego
świata na teatralną scenę i chciałabym obejrzeć nagranie z przedstawienia, to
mimo wszystko jestem trochę rozczarowana. W mojej opinii Przeklęte Dziecko nie spełnia swojej roli godnej kontynuacji serii.
Cudownie jest powrócić do świata dzieciństwa, ulubionych bohaterów i odkryć ich
na nowo, jednak w tym wypadku uważam to za nieudany pomysł.
a ja nie rozumiem zupełnie fenomenu Harrego więc wcale mnie do tej książki (ani poprzednich) nie ciągnie
OdpowiedzUsuńPo lekturze "Przeklętego dziecka" nie byłam jakoś specjalnie zła i zawiedziona. Od początku wiedziałam, że cudem byłoby utrzymanie poziomu, choćby ze względu na zmianę formy. Jestem za to niemal pewna, że na scenie wygląda to genialnie. Choć w gronie fanów grupy teatralnej Starkid Productions bardzo popularne jest stwierdzenie, że ich parodia "A Very Potter Sequel" z bodajże 2010 roku nie dość, że fabularnie bardzo podobna jest do "Przeklętego dziecka", to jeszcze jest o wiele lepsza i bliższa oryginałowi. Osobiście polecam obejrzeć sobie na YT. :D
OdpowiedzUsuń