Nigdy nie interesowałam się teatrem lalek. Choć w dzieciństwie zdarzyło
mi się obejrzeć kilka przedstawień marionetkowych, to jednak te lalki budziły
we mnie niezbyt przyjemne wrażenie – drewniane kukiełki na sznurkach, bezwolne
i puste, sterowane przez człowieka. Zawsze wydawały mi się też nieco upiorne i
mało przyjazne. Na okładce Córek
marionetek autorstwa popularnej szwedzkiej pisarki Marii Ernestam widnieje
właśnie taka laleczka, łypiąca jednym okiem na czytelnika. Brr.
Maria Ernestam Córki marionetek, tłumaczenie: Magdalena
Anna Kostrzewa, tytuł oryginalny: Marionetternas
döttrar, stron 432, Wydawnictwo Czwarta Strona, 2015 |
Na okładce, która oprócz wspomnianej laleczki przedstawia wiele znaczącą
dla tej historii karuzelę, widnieje rekomendacja „trzymający w napięciu thriller
psychologiczny”. Brzmi bardzo obiecująco, zatem miałam dosyć spore oczekiwania
co do tej książki. Muszę jednak przyznać, że odrobinę się zawiodłam.
Początkowo wszystko wydaje się być w porządku – akcja zaczyna się od
bardzo mocnego akcentu, jakim jest retrospekcja do dnia zabójstwa ojca trzech
głównych bohaterek. To zdecydowanie najmocniejszy punkt powieści. Później tempo
fabuły zwalnia, powiedziałabym wręcz, że się rozleniwia. Wydarzenia toczą się niespiesznie,
czytelnik śledzi spokojne życie Mariany i reszty mieszkańców ospałego bajkowego
miasteczka oraz przybycie Amnona i lawinę zdarzeń, jaką on wywołuje. Sporą część
książki zajmuje też mailowa korespondencja, którą Mariana prowadzi z mężem oraz
niedawno poznanym mężczyzną (co z biegiem czasu czytania zaczyna prawdę mówiąc
nużyć). Owszem, jest kilka mrocznych i nie do końca przyjemnych fragmentów, dawne
i mroczne sekrety z zapomnianej przeszłości ujawniają się, a ze spokojnych na
co dzień ludzi wychodzą głęboko skrywane demony. Skomplikowane relacje
międzyludzkie, refleksje oraz ważne pytania na temat mechanizmów przemocy,
życia i śmierci to także coś, czemu autorka poświęca dużo miejsca w powieści. Jest
w tej historii również trochę baśniowości (choćby w opowieściach, które snuje
obdarzona artystyczną duszą Mariana) a ten efekt dodatkowo potęguje wszechobecność
marionetek, które „ożywają” podczas odgrywanych przedstawień.
Nie do końca wiem, co mam sądzić o tej książce. Z jednej strony jest to świetnie
napisana powieść ze znakomicie skonstruowanymi psychologicznie bohaterami,
kontrastem między baśniowymi marionetkami a mrocznymi zakamarkami ludzkich
dusz, poruszająca tak trudne tematy jak wojna czy nietolerancja. Z drugiej
strony natomiast otrzymałam nie thriller psychologiczny, a bardziej mroczną
baśń. Napięcie było bardzo mało wyczuwalne, a książkę uważam za trochę
przegadaną i momentami nudnawą. Zabrakło tu tej iskry, która sprawiłaby, że powieść
bardziej by mnie zainteresowała. Mam niedosyt i nadzieję, że moje kolejne spotkanie
ze szwedzkim kryminałem będzie bardziej udane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz