środa, 27 grudnia 2017

„Coco” reż. Lee Unkrich – recenzja


Rodzina jest najważniejsza – ile już razy słyszałeś ten przynudzający tekst? Od dziadków, rodziców, ciotki? Zawsze znajdowałeś argumenty przeciw temu słynnemu hasłu. Choćby to, że ważne jest postawienie na swoim i spełnianie swoich marzeń. Tylko ile prawdy jest w tych życiowych słowach? Bohater najnowszej animacji Pixara przekonuje się o tym na własnej skórze.
kadr z filmu „Coco”, reż. Lee Unkrich
Miguel Rivera pochodzi z rodziny szewców, w której muzykowanie i śpiewanie jest zakazane od pokoleń. Dzieciak marzy jednak o tym, aby zostać muzykiem. Po godzinach pracy w rodzinnym zakładzie skrywa się w swojej samotni, gdzie w tajemnicy przed wszystkimi pilnie ćwiczy grę na gitarze. Idolem chłopaka jest lokalny sławny muzyk, Ernesto de la Cruz. Miguel pragnie pójść w jego ślady. Tymczasem zbliża się święto zmarłych, czyli Dia de los Muertos – zmarli, pozostający niewidocznymi dla żyjących, mogą wówczas przekroczyć granicę pomiędzy światami i spotkać się ze swoimi bliskimi, którzy kultywują pamięć o nich. Przypadkiem Miguel odkrywa, że Ernesto mógł być jego przodkiem. Dochodzi do rodzinnej kłótni, po której chłopiec ucieka z domu i, chcąc wziąć udział w konkursie muzycznym, kradnie gitarę należącą do de la Cruza. Za karę trafia do barwnej Krainy Zmarłych, gdzie w towarzystwie złodziejaszka Hectora i uroczego psiaka Dante próbuje dotrzeć do swojego idola oraz odkrywa tajemniczą przeszłość swojej rodziny.
       Nie ukrywam, że Coco zachwyciłam się natychmiast. Podoba mi się w tym filmie dosłownie wszystko – od muzyki, przez bohaterów i na kulturze meksykańskiej kończąc. Wspaniale prezentuje się tutaj barwna tradycja tego regionu, co widać zwłaszcza w regionalnych strojach czy obchodach święta poświęconego zmarłym. Także Krainę Umarłych stworzono w niezwykłych, zachwycających barwach. No i ta muzyka! Coś wspaniałego dla uszu. Także polski dubbing trzyma poziom – wystarczy wspomnieć choćby rolę Maćka Stuhra i jego wykonanie rzewnej ballady dla córki, żeby się wzruszyć.
Wytwórni Pixar po raz kolejny udało się przenieść życiowe lekcje dla milusińskich w formie pięknej i kolorowej bajki. Miguel odkrywa przeszłość swoich bliskich i chce ich pogodzić nawet kosztem swoich marzeń. Ujawniają się popełnione błędy, które miały wpływ na wszystkich Riverów. Bolesna przeszłość, którą trzeba przełknąć, a pamięć o bliskich pielęgnować. Film pokazuje, że tradycja i wartości rodzinne są równie ważne, co marzenia i spełnianie ich.
Coco jest jednym z tych filmów, od których robi się trochę cieplej w sercu. Dawno nie widziałam tak uroczej animacji. Film spodoba się zarówno dzieciom, jak i nieco starszym widzom. Nie pamiętam, kiedy przed tym seansem ostatni raz płakałam na filmie ze wzruszenia. Coco to idealna propozycja na chłodne wieczory, aby rozgrzać serduszko, zanucić meksykańskie melodie i dobrze się bawić. 

1 komentarz:

  1. Trudno się nie zgodzić! Ten film jest po prostu fantastyczny!

    OdpowiedzUsuń