poniedziałek, 29 października 2018

5 filmów, które obejrzałam na American Film Festival


American Film Festival to wrocławska filmowa impreza poświęcona niezależnej kinematografii prosto z USA. Od dziewięciu lat gromadzi sporą publiczność, która wybiera wśród dokumentów, retrospektyw, spotkań i warsztatów.

W zasadzie to już trzecia edycja festiwalu, w której uczestniczę. Kiedy po raz pierwszy miałam przyjemność brać w nim udział, obejrzałam trzy filmy. Rok temu, za moim drugim razem – ani jednego. Na szczęście w tym roku praca pozwoliła, aby udało mi się obejrzeć aż pięć produkcji, z czego jestem niezwykle dumna i zadowolona.

Uwielbiam festiwale filmowe za możliwość obejrzenia takich filmów, po które normalnie nie ma jak sięgnąć ze względu na ich dostępność. Poza tym za klimat, atmosferę i magię tłumu kinomanów, którzy praktycznie śpią w kinie i biorą wolne w pracy, aby móc siedzieć w kinowej sali cały boży dzień.

Udało mi się zobaczyć trzy filmy dokumentalne i dwa fabularne. Jakie? Zapraszam do tekstu poniżej.

Druga połowa kadru reż. Amy Adrion
kadr z filmu „Druga połowa kadru [Half the Picture]”, reż. Amy Adrion
Dokumentalny film zrobiony przez kobiety i o kobietach – o kobietach filmu. Reżyserki, scenografki i scenarzystki opowiadają o swojej pracy i krążących w branży stereotypach. Wypowiadają się m.in. Lena Dunham, Ava DuVernay, Miranda July i Catherine Hardwicke. Nie jest im łatwo, odmawia się im możliwości sukcesu i pieniędzy, są niszą, obiektem żartów, kpin i ofiarami molestowania. Film mówi o również potrzebie równouprawnienia w kinie; twórczynie dokumentu podają też informacje o wytwórniach pozwanych za dyskryminację pracownic. Ciekawy, fajnie zrobiony i na ważny temat.

Niepowstrzymana Bethany Hamilton reż. Aaron Lieber
kadr z filmu „Niepowstrzymana Bethany Hamilton [Bethany Hamilton: Unstoppable]”, reż. Aaron Lieber
Bethany Hamilton to znana surferka. Zwana „cudownym dzieckiem surfingu”, już jako ośmiolatka wiedziała, co będzie w życiu robić. Jednak gdy miała trzynaście lat, w wyniku wypadku z udziałem rekina straciła lewą rękę. Mimo to dziewczyna nie poddała się i nie zrezygnowała z surfowania. Nie odłożyła deski nie tylko po ataku ryby, ale także podczas ciąży. Wciąż wygrywa zawody, napisała też kilka książek, stała się idolką. W międzyczasie założyła rodzinę. W filmie rodzinne, archiwalne zdjęcia mieszają się z profesjonalnymi nagraniami, są przepiękne panoramy oceanu i zapierające dech w piersiach ujęcia akrobacji w wykonaniu Bethany czy innych sportowców. Niezwykły film o niesamowicie odważnej i zdeterminowanej dziewczynie, która walczyła jak lwica o swoją pasję i marzenia.

Damulka reż. David Zellner, Nathan Zellner
kadr z filmu „Damulka [Damsel]”, reż. David Zellner, Nathan Zelner
Antywestern, czarna komedia i troszkę dramatu. Dziki Zachód, który odarł z marzeń niejednego. Słabeusz Samuel wędruje z gitarą i kucykiem, szukając porwanej narzeczonej. Towarzyszy mu pastor, który ma udzielić zakochanym ślubu. On sam przybył niegdyś na prerie szukając nowego początku dla swojego życia po tym, jak jego żona umarła przy porodzie. Film robi widzowi totalne kuku w połowie, wywracając wszystko do góry nogami i oddając pałeczkę Penelope, ukochanej Samuela. W obsadzie Mia Wasikowska, Robert Pattinson i jeden z reżyserów. Damulka ma piękne zdjęcia krajobrazów, świetne aktorstwo (urzekł mnie Pattinson w roli ciapy-świra) i uroczego kucyka, ale koniec końców efekt jest średni – niezły koncept rozłazi się i marnuje potencjał.

Hal reż. Amy Scott
kadr z filmu „Hal”, reż. Amy Scott
Hal Ashby jest jednym z najbardziej znanych reżyserów działających w latach 70. i 80. Grali u niego Jon Voight, Jane Fonda, Angelina Jolie czy Jeff Bridges. Hipis, buntownik, fan marihuany, artysta pełną gębą, laureat Oscara. Praktycznie spał w montażowni, gdzie uczył się warsztatu kinowego, robił filmy wyprzedzające tematycznie swoje czasy. Prywatnie pięciokrotnie żonaty, młodo został ojcem i nie potrafił trwać w długich związkach – był „poślubiony” z kinem. Film przyjemnie przeplata ujęcia i nagrania archiwalne z rozmowami z aktorami, którzy pracowali z reżyserem. To pierwsze dzieło Amy Scott.

To właśnie życie reż. Dan Fogelman
kadr z filmu „To właśnie życie [Life Itself]”, reż. Dan Fogelman
Ponoć tani wyciskacz łez, tandetna szmira i nudy. A walić to, chciałam się wzruszyć na filmie i tak się stało. To właśnie życie zaczyna się od sceny, w której Samuel L. Jackson szuka bohatera do swojego filmu. Pokręcone? Troszkę, ale nadaje ton powieści i nakreśla postacie. Śledzimy losy kilku pokoleń dwóch związanych ze sobą rodzin, których życie toczy się w Nowym Jorku i na malowniczej, hiszpańskiej prowincji. Poruszające historie zwykłych życiorysów, dramaty, humor, niespodzianki, zaskoczenia, wzruszenia, śmierć, miłość czy zazdrość – to, co doskonale znamy z autopsji. W tle przewijają się filozoficzne rozważania i muzyka Boba Dylana. Całość podzielona jest na rozdziały, dzięki którym film przypomina konstrukcją powieść (ma to sens w kontekście do całości dzieła). Przyjemne i nostalgiczne kino o nieprzewidywalności życia i o tym, że jest ono najlepszym narratorem. A, i Antonio Banderas jest w obsadzie.

Podsumowując, cieszę się, że udało mi się trafić na filmy ciekawe i intrygujące, całkiem różne zarówno w kwestii tematów, jak i formy. Nie umiem wybrać najlepszego ani najgorszego. Polecam je wszystkie całym serduchem. Festiwale filmowe również, bo zdecydowanie warto się na nie wybierać.

2 komentarze: