Katarzyna Berenika Miszczuk Wilczyca, stron 440, Wydawnictwo Egmont, 2009 źródło zdjęcia: <klik> |
Romantyczne horror story to ostatnimi czasy bardzo popularny gatunek
wśród piszących, zwłaszcza kobiet. Opowieści o nastolatkach zakochanych w
monstrach i potworach rodem z legend cieszą się niemałą popularnością. Trend
ten rozpoczęła Stephenie Meyer wraz z cyklem „Zmierzch”, zaś na polskim rynku
swoich sił w tej tematyce próbowała Katarzyna Berenika Miszczuk. Powieść „Wilk”
wydała w 2006 roku, a jej kontynuację – „Wilczycę” – trzy lata później. Debiut
panny Miszczuk wzbudził mój umiarkowany entuzjazm. Jak zatem w moich oczach
wypadła „Wilczyca”?
Akcja powieści rozpoczyna się dwa miesiące po zakończeniu wydarzeń z
części pierwszej. Margo, Maksowi oraz bandzie wilków wydaje się, że ich życie
wróciło do normy. Dziewczyna nie czuje działania wilczego wirusa zaaplikowanego
jej przez pracowników Instytutu, również Ivette powoli wraca do zdrowia.
Wygląda na to, że tajemniczy Instytut przestał już interesować nastolatkami, na
których przeprowadzali eksperymenty. Ta sielanka trwa jednak do czasu. Wkrótce
w okolicy sennego Wolftown słyszy się o brutalnych morderstwach, a ślady wokół
nich przywodzą na myśl dzikie zwierzę. Margo wraz z przyjaciółmi podejrzewają,
że stoi za tym Instytut. Tymczasem Aki zaczyna się dziwnie zachowywać – krąży
nocami po lesie mimo zakazu policji. Na domiar wszystkiego z Maksem, ukochanym
Margo, również dzieje się coś niepokojącego…
Książka z pewnością jest lepsza od poprzedniej części. Jest tu o wiele więcej
akcji, a autorka wprowadziła również nowe postacie – irytującą nową uczennicę
Carol oraz adoratora Margo, Carlosa (biorąc pod uwagę podobieństwo tych imion
można się trochę przyczepić braku kreatywności). ‘Starzy’ bohaterowie także potrafią zaskoczyć,
są dynamiczni i cały czas się rozwijają, mają też swoje liczne wady i zalety,
co dodaje im wiarygodności. Poczucie humoru Margo nieraz mnie rozbrajało i
zdarzyło mi się w trakcie lektury chichotać pod nosem. Wracając do akcji –
Miszczuk nie daje czytelnikowi odetchnąć, przez co w powieści naprawdę sporo się
dzieje. Widać, że autorka miała sporo pomysłów na przygody bohaterów, i wypada
to bardzo dobrze. Całość jest dość ciekawa i potrafi trzymać w napięciu. Zakończenie
również zasługuje na plus, bowiem jest faktycznie zaskakujące i oryginalne. Podobał
mi się również sposób, w jaki pisarka ukazała związek Margo i Maksa – aż miło się
to czytało.
Także w stylu pisania panny Miszczuk dostrzegłam niewielkie zmiany. Autorka pisze
dojrzalej, choć język powieści pozostaje językiem młodzieżowym. Książkę czyta się
bardzo lekko i szybko, potrafi wciągnąć i zaciekawić. Tym, co mnie jednak najbardziej
irytowało w trakcie lektury, były wzmocnione wykrzyknienia (!!!!), naiwność
głównej bohaterki (w niektórych fragmentach) oraz brak rozbudowanych opisów w kilku
momentach. Opisanie jednego miesiąca w jednym akapicie? Średnio.
W gruncie rzeczy „Wilczyca” nie jest taka najgorsza. Nie ma wątpliwości,
że jest to powieść przeznaczona głównie dla nastolatków, ale wydaje mi się, że
również nieco starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. „Wilczyca” to
niezobowiązująca i niewymagająca lektura na wieczór, nie tylko dla miłośników opowieści
z dreszczykiem i polskiej literatury. Szczerze polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz