wtorek, 14 lipca 2015

Katarzyna Berenika Miszczuk „Wilczyca” – recenzja



Katarzyna Berenika Miszczuk Wilczyca,
stron 440, Wydawnictwo Egmont, 2009
źródło zdjęcia: <klik>
Romantyczne horror story to ostatnimi czasy bardzo popularny gatunek wśród piszących, zwłaszcza kobiet. Opowieści o nastolatkach zakochanych w monstrach i potworach rodem z legend cieszą się niemałą popularnością. Trend ten rozpoczęła Stephenie Meyer wraz z cyklem „Zmierzch”, zaś na polskim rynku swoich sił w tej tematyce próbowała Katarzyna Berenika Miszczuk. Powieść „Wilk” wydała w 2006 roku, a jej kontynuację – „Wilczycę” – trzy lata później. Debiut panny Miszczuk wzbudził mój umiarkowany entuzjazm. Jak zatem w moich oczach wypadła „Wilczyca”?
Akcja powieści rozpoczyna się dwa miesiące po zakończeniu wydarzeń z części pierwszej. Margo, Maksowi oraz bandzie wilków wydaje się, że ich życie wróciło do normy. Dziewczyna nie czuje działania wilczego wirusa zaaplikowanego jej przez pracowników Instytutu, również Ivette powoli wraca do zdrowia. Wygląda na to, że tajemniczy Instytut przestał już interesować nastolatkami, na których przeprowadzali eksperymenty. Ta sielanka trwa jednak do czasu. Wkrótce w okolicy sennego Wolftown słyszy się o brutalnych morderstwach, a ślady wokół nich przywodzą na myśl dzikie zwierzę. Margo wraz z przyjaciółmi podejrzewają, że stoi za tym Instytut. Tymczasem Aki zaczyna się dziwnie zachowywać – krąży nocami po lesie mimo zakazu policji. Na domiar wszystkiego z Maksem, ukochanym Margo, również dzieje się coś niepokojącego…
Książka z pewnością jest lepsza od poprzedniej części. Jest tu o wiele więcej akcji, a autorka wprowadziła również nowe postacie – irytującą nową uczennicę Carol oraz adoratora Margo, Carlosa (biorąc pod uwagę podobieństwo tych imion można się trochę przyczepić braku kreatywności).  ‘Starzy’ bohaterowie także potrafią zaskoczyć, są dynamiczni i cały czas się rozwijają, mają też swoje liczne wady i zalety, co dodaje im wiarygodności. Poczucie humoru Margo nieraz mnie rozbrajało i zdarzyło mi się w trakcie lektury chichotać pod nosem. Wracając do akcji – Miszczuk nie daje czytelnikowi odetchnąć, przez co w powieści naprawdę sporo się dzieje. Widać, że autorka miała sporo pomysłów na przygody bohaterów, i wypada to bardzo dobrze. Całość jest dość ciekawa i potrafi trzymać w napięciu. Zakończenie również zasługuje na plus, bowiem jest faktycznie zaskakujące i oryginalne. Podobał mi się również sposób, w jaki pisarka ukazała związek Margo i Maksa – aż miło się to czytało.
Także w stylu pisania panny Miszczuk dostrzegłam niewielkie zmiany. Autorka pisze dojrzalej, choć język powieści pozostaje językiem młodzieżowym. Książkę czyta się bardzo lekko i szybko, potrafi wciągnąć i zaciekawić. Tym, co mnie jednak najbardziej irytowało w trakcie lektury, były wzmocnione wykrzyknienia (!!!!), naiwność głównej bohaterki (w niektórych fragmentach) oraz brak rozbudowanych opisów w kilku momentach. Opisanie jednego miesiąca w jednym akapicie? Średnio.
W gruncie rzeczy „Wilczyca” nie jest taka najgorsza. Nie ma wątpliwości, że jest to powieść przeznaczona głównie dla nastolatków, ale wydaje mi się, że również nieco starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. „Wilczyca” to niezobowiązująca i niewymagająca lektura na wieczór, nie tylko dla miłośników opowieści z dreszczykiem i polskiej literatury. Szczerze polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz