Stephenie Meyer Intruz, tłumaczenie: Łukasz
Witczak, tytuł oryginału: The Host, stron 568,
Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008
|
Historia przedstawiona w powieści ma miejsce w niedalekiej przyszłości.
Ziemia, którą znamy, została opanowana przez tajemniczych najeźdźców z kosmosu.
Wróg jest niewidzialny, nie wiadomo, jak z nim walczyć – przejmuje ludzkie
umysły i ciała oraz wiedzie w nich normalne życie. Na planecie skończyła się
przemoc, wojny, a łagodne z natury Dusze wprowadziły na Ziemię istną sielankę.
Mimo to nie wszystkim podoba się taki stan rzeczy. Młoda dziewczyna imieniem
Melanie należy do ruchu oporu i jest jedną z ostatnich niezasiedlonych, wolnych
ludzkich istot. Wkrótce wpada jednak w ręce wroga, a w jej ciele zostaje umieszczona
Dusza zwana Wagabundą. Obcy bada myśli poprzedniej mieszkanki ciała, by znaleźć
resztę rebeliantów. Melanie jednak nie poddaje się, wciąż podsuwając
Wagabundzie coraz to nowe wspomnienia jej ukochanego, Jareda, który ukrywa się
gdzieś na pustyni. Wkrótce Dusza i jej żywicielka stają się sojuszniczkami i
wyruszają na poszukiwania mężczyzny.
Nie ma chyba nikogo, kto nie kojarzy nazwiska Stephenie Meyer. Pisarka
(podobno), która zadebiutowała serią miłosnych (podobno) horrorów o romansie
zwykłej, ciapowatej nastolatki z błyszczącym jak diamenty wampirem-pacyfistą,
tym razem próbuje swoich sił w powieści fantastyczno-naukowej, przeznaczonej
dla nieco starszych czytelników. Jak jej to wyszło?
Szczerze mówiąc, nie bardzo mam się do czego przyczepić. Książkę czyta
się rewelacyjnie, pochłonęłam ją w kilka godzin. Opowiadana historia jest
bardzo ciekawa i dość oryginalna. Narratorką w powieści jest Wagabunda, zaś
Melanie, która nie poddała się w walce o swoje ciało, często wyrywa się do
głosu, podsuwa jej swoje wspomnienia oraz wdaje w dyskusję z zamieszkałym w
niej intruzem – zakrawa to o rozdwojenie jaźni. Dziewczyna i kosmiczna istota
tworzą całkiem niezły duet, mimo sporych przeciwwskazań. Wagabunda,
doświadczona i mieszkająca na wielu planetach Dusza, w starciu z Melanie odnosi
całkowitą porażkę i poddaje się jej myślom. Przejmuje nawet jej wspomnienia i
uczucia, choć później do głosu dochodzą jej własne. Wówczas to Melanie ma
problem – ona wciąż kocha Jareda, natomiast Wagabunda, przejąwszy jej ciało, niespodziewanie
obdarza uczuciem kogoś innego. Dwie różne kobiety, kochające dwóch różnych
mężczyzn, jedno ciało – istna wybuchowa mieszanka (jakby to określiła moja
przyjaciółka – niezłe combo).
Odkąd pojawili się nieznani najeźdźcy, przemoc na Ziemi nie istnieje.
Skończyły się wojny, wszyscy są dla siebie mili i uprzejmi, nikt nikogo nie
okłamuje. Właśnie taki stan rzeczy nie podoba się rebeliantom. Mimo że Dusze z
natury są łagodnymi i pokojowymi istotami, istnieje specjalny ich oddział zwany
Łowcami, którzy śledzą i wyłapują członków ludzkiego ruchu oporu, niedobitków
ludzkiej rasy. Opanowanie planety następuje po cichu, stopniowo i prawie
niezauważalnie. Meyer opisuje ten konflikt, ale nie staje po niczyjej stronie,
pozostaje neutralna. Zadaje też poważne pytania o istotę człowieczeństwa. Ma
bardzo dobry styl pisania, przez co powieść czyta się łatwo i przyjemnie. Aż
się zdziwiłam, że pisała to ta sama osoba.
Podsumowując, „Intruz” w moim odczuciu zaciera złe wrażenie i wspomnienia
po lekturze „Zmierzchu”. Oryginalna historia o niedalekiej przyszłości, ciekawi
bohaterowie oraz kosmiczne istoty – to wszystko sprawia, że jest to książka
interesująca, łatwa i przyjemna. Z pewnością zaciekawi ona nie tylko fanów
fantastyki naukowej czy samej Stephenie, lecz również tych nie przekonanych do
obydwu. Gorąco polecam.
Bardzo mi się podobała :) O wiele lepsza od "Zmierzchu" tej autorki.
OdpowiedzUsuńNadal czekam na kontynuację. Pani Meyer jednak woli odcinać kupony i wydawać wampirze genderswapy na 10-lecie co prawda nie koszmarnego, ale przeciętnego "Zmierzchu". Miejmy nadzieję, że po tym, jak znowu powróciła do pisania dla starszych odbiorców ("The Chemist"), może wróci też do tej genialnej historii.
OdpowiedzUsuń