czwartek, 9 lipca 2015

Stephenie Meyer „Intruz” – recenzja



Stephenie Meyer Intruztłumaczenie: Łukasz
Witczak, tytuł oryginału: The Host, stron 568,
Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008
Od zawsze miałam pewien problem z literaturą z gatunku science-fiction. Opowieści o świecie przyszłości, niekiedy bardzo zmechanizowanym, pozaziemskich istotach i kosmosie nigdy nie były w moich klimatach (nie licząc serii Star Wars). Zdarzają się jednak takie książki z danego gatunku, które szczególnie przypadają mi do gustu. Jak na przykład „Intruz” autorstwa Stephenie Meyer.
Historia przedstawiona w powieści ma miejsce w niedalekiej przyszłości. Ziemia, którą znamy, została opanowana przez tajemniczych najeźdźców z kosmosu. Wróg jest niewidzialny, nie wiadomo, jak z nim walczyć – przejmuje ludzkie umysły i ciała oraz wiedzie w nich normalne życie. Na planecie skończyła się przemoc, wojny, a łagodne z natury Dusze wprowadziły na Ziemię istną sielankę. Mimo to nie wszystkim podoba się taki stan rzeczy. Młoda dziewczyna imieniem Melanie należy do ruchu oporu i jest jedną z ostatnich niezasiedlonych, wolnych ludzkich istot. Wkrótce wpada jednak w ręce wroga, a w jej ciele zostaje umieszczona Dusza zwana Wagabundą. Obcy bada myśli poprzedniej mieszkanki ciała, by znaleźć resztę rebeliantów. Melanie jednak nie poddaje się, wciąż podsuwając Wagabundzie coraz to nowe wspomnienia jej ukochanego, Jareda, który ukrywa się gdzieś na pustyni. Wkrótce Dusza i jej żywicielka stają się sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwania mężczyzny.
Nie ma chyba nikogo, kto nie kojarzy nazwiska Stephenie Meyer. Pisarka (podobno), która zadebiutowała serią miłosnych (podobno) horrorów o romansie zwykłej, ciapowatej nastolatki z błyszczącym jak diamenty wampirem-pacyfistą, tym razem próbuje swoich sił w powieści fantastyczno-naukowej, przeznaczonej dla nieco starszych czytelników. Jak jej to wyszło?
Szczerze mówiąc, nie bardzo mam się do czego przyczepić. Książkę czyta się rewelacyjnie, pochłonęłam ją w kilka godzin. Opowiadana historia jest bardzo ciekawa i dość oryginalna. Narratorką w powieści jest Wagabunda, zaś Melanie, która nie poddała się w walce o swoje ciało, często wyrywa się do głosu, podsuwa jej swoje wspomnienia oraz wdaje w dyskusję z zamieszkałym w niej intruzem – zakrawa to o rozdwojenie jaźni. Dziewczyna i kosmiczna istota tworzą całkiem niezły duet, mimo sporych przeciwwskazań. Wagabunda, doświadczona i mieszkająca na wielu planetach Dusza, w starciu z Melanie odnosi całkowitą porażkę i poddaje się jej myślom. Przejmuje nawet jej wspomnienia i uczucia, choć później do głosu dochodzą jej własne. Wówczas to Melanie ma problem – ona wciąż kocha Jareda, natomiast Wagabunda, przejąwszy jej ciało, niespodziewanie obdarza uczuciem kogoś innego. Dwie różne kobiety, kochające dwóch różnych mężczyzn, jedno ciało – istna wybuchowa mieszanka (jakby to określiła moja przyjaciółka – niezłe combo).
Odkąd pojawili się nieznani najeźdźcy, przemoc na Ziemi nie istnieje. Skończyły się wojny, wszyscy są dla siebie mili i uprzejmi, nikt nikogo nie okłamuje. Właśnie taki stan rzeczy nie podoba się rebeliantom. Mimo że Dusze z natury są łagodnymi i pokojowymi istotami, istnieje specjalny ich oddział zwany Łowcami, którzy śledzą i wyłapują członków ludzkiego ruchu oporu, niedobitków ludzkiej rasy. Opanowanie planety następuje po cichu, stopniowo i prawie niezauważalnie. Meyer opisuje ten konflikt, ale nie staje po niczyjej stronie, pozostaje neutralna. Zadaje też poważne pytania o istotę człowieczeństwa. Ma bardzo dobry styl pisania, przez co powieść czyta się łatwo i przyjemnie. Aż się zdziwiłam, że pisała to ta sama osoba.
Podsumowując, „Intruz” w moim odczuciu zaciera złe wrażenie i wspomnienia po lekturze „Zmierzchu”. Oryginalna historia o niedalekiej przyszłości, ciekawi bohaterowie oraz kosmiczne istoty – to wszystko sprawia, że jest to książka interesująca, łatwa i przyjemna. Z pewnością zaciekawi ona nie tylko fanów fantastyki naukowej czy samej Stephenie, lecz również tych nie przekonanych do obydwu. Gorąco polecam.

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podobała :) O wiele lepsza od "Zmierzchu" tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal czekam na kontynuację. Pani Meyer jednak woli odcinać kupony i wydawać wampirze genderswapy na 10-lecie co prawda nie koszmarnego, ale przeciętnego "Zmierzchu". Miejmy nadzieję, że po tym, jak znowu powróciła do pisania dla starszych odbiorców ("The Chemist"), może wróci też do tej genialnej historii.

    OdpowiedzUsuń