piątek, 13 kwietnia 2018

„Do zakochania jeden krok” reż. Richard Loncraine – recenzja


Wprowadzenie zmian w życiu nie jest łatwe. Szczególnie, jeśli jest się przyzwyczajonym do luksusów – ma się piękny dom, wysoką pozycję społeczną i wieloletni staż w małżeństwie. Czasem jednak wszystko rozwala się jak domek z kart. Co wtedy? Jak zacząć życie od nowa, gdy jest się po sześćdziesiątce? Film Do zakochania jeden krok podpowiada, że można na przykład… zostać tańczącym seniorem. 
kadr z filmu „Do zakochania jeden krok [Finding Your Feet]”, reż. Richard Loncraine

Główną bohaterką filmu jest Sandra. Kobieta żyje w udanym małżeństwie od ponad trzydziestu lat, mieszka w eleganckim domu, bryluje na salonach i obraca się wśród towarzyskiej elity. Podczas wystawnego przyjęcia, odbywającego się z okazji nadania tytułu lordowskiego jej mężowi, przyłapuje małżonka na zdradzie. Okazuje się, że romans trwa od kilku lat. Całe jej życie trafia szlag, wszystko się wywraca, z dnia na dzień traci grunt pod nogami. Zdruzgotana i rozgoryczona Sandra postanawia przeprowadzić się do siostry, której nie widziała od dekady. Bif jest starsza od Sandry i stanowi jej totalne przeciwieństwo – używa życia, umawia się na randki, epatuje życzliwością, pogodą ducha i skromnością. Sandra, choć początkowo nie potrafi się odnaleźć w chaotycznym i niepoukładanym życiu siostry, z czasem znajduje z nią wspólny język. Odkrywa też nową pasję – dołącza do grupy tańczących emerytów. Czy ma też szansę na znalezienie nowej miłości?
       Wbrew polskiemu tytułowi film nie do końca jest komedią romantyczną. Owszem, wątek miłosny jest tutaj widoczny i należycie potraktowany, jednak relacje sióstr są zdecydowanie główną osią fabularną. Bif i Sandra będące swoimi przeciwieństwami nagle znów żyją obok siebie, dzieląc razem codzienność. Jedna wyzwolona i nie przejmująca się opinią innych, druga zaś ułożona i żyjąca według zasad. Dzięki Bif Sandra powoli wychodzi ze swojej skorupy, zmienia swoje „paniusiowate” zachowanie i odkrywa, że przecież bardzo kocha siostrę. Z jej pomocą staje na własnych, a nie mężowskich nogach. Uczy się, czym jest wolność, radość życia i uśmiech. Dużą rolę odgrywa w jej przemianie taniec – zarówno w odkrywaniu radości, jak i przełamywaniu barier. Poznaje też Charliego, złotą rączkę, tancerza i przyjaciela Bif, z którym zaczyna łączyć ją coś więcej niż zwykła znajomość (sytuacja komplikuje się, gdy znów pojawia się mąż Sandry, zaś sam Charlie ukrywa bolesną tajemnicę).
Film wiele mówi o codzienności. Pokazuje sceny z codziennego, zwykłego życia oraz dramaty, z którymi styka się każdy z nas. Choroby, starość i inne problemy są tu przedstawione wiarygodnie i namacalnie, a dramatyczne wątki budzą emocje i wzruszają. Naprawdę, więcej tu scen, przy których łatwiej zapłakać, niż się pośmiać. Ale jest w tym wszystkim nadzieja, że życie to nie tylko ból i straty, ale też szanse do wykorzystania niezależnie od wieku.
Aktorsko film także powala. Imelda Staunton jest rewelacyjna zarówno jako pyskata paniusia, jak i próbująca się zmienić tańcząca seniorka. Towarzyszący jej na ekranie Timothy Spall oraz Celia Irmie tworzą niezwykłe postacie, do których łatwo poczuć sympatię. Są ludzcy i bliscy, łatwo się z nimi zaprzyjaźnić, czują się bardzo swobodnie w swoich rolach.
Podsumowując, Do zakochania jeden krok to świetny i bardzo dobrze zrobiony film. Choć zdarzą się schematy, czy to u bohaterów, czy w rozwiązaniach fabularnych, film ogląda się przyjemnie i relaksująco. Dotyka trudnych tematów, ale pokazuje też nadzieję. Dodatkowo raczy widza pięknymi zdjęciami Rzymu oraz muzyką i tańcem. To dobra i niezobowiązująca propozycja na filmowy wieczór z bliskimi. Serdecznie polecam.

1 komentarz: