wtorek, 18 grudnia 2018

Josie Silver „Jeden dzień w grudniu” – recenzja



Nie wiem, co się dzieje, ale moja faza na romanse nie mija. Może to przez grudniową i świąteczną atmosferę na bookstagramie – napatrzyłam się na te cudne okładki świątecznych książek i naszło mnie na czytanie takowych. Jeden dzień w grudniu to już druga taka książka, którą zakupiłam sobie w tym roku. W zasadzie to jedna z listopadowych tegorocznych premier, więc jestem na bieżąco. A o czym to? Warto? Zobaczmy.
Josie Silver Jeden dzień w grudniu,
tytuł oryginalny: One day in December,
tłumaczenie: Grażyna Woźniak, stron 432,
Wydawnictwo Świat Książki, 2018
Ostatnią rzeczą, w jaką wierzy Laurie James, jest miłość od pierwszego wejrzenia. Jak na ironię, to właśnie ona pada jej ofiarą, kiedy pewnego grudniowego dnia zakochuje się w chłopaku, o którym nie wie zupełnie nic. Nie zna jego imienia, adresu, numeru telefonu czy charakteru, nigdy nie rozmawiali czy się spotkali. Zobaczyła go przez szybę autobusu, kiedy czekał na przystanku. Widziała go tylko raz, ale dokładnie pamięta jego oczy i tamto uczucie, które ją wówczas uderzyło. Przez kolejne miesiące Laurie, nie mogąc przestać myśleć o tajemniczym nieznajomym, nieśmiało szuka chłopaka. Po roku znajduje go – jej współlokatorka i najlepsza przyjaciółka Sarah przedstawia go Laurie podczas przyjęcia bożonarodzeniowego jako miłość swojego życia.
Przede wszystkim opis z tylnej okładki jest kompletnie z czapy. Akcja powieści wcale nie rozgrywa się w ciągu dziesięciu kolejnych świąt Bożego Narodzenia, a obejmuje lata 2008-2017, z których autorka opisuje wybrane dni z różnych pór roku. Poza tym skąd te porównania z Dziennikiem Bridget Jones? Dla reklamy? Jeśli tak, to gratulacja, udało się, świetny chwyt marketingowy. Nie ma tu głupawych żartów i gaf czy komedii pomyłek, średnio też czuć świąteczną atmosferę, skoro akcja dzieje się raz w marcu, a raz w listopadzie.
Te błędy redaktorskie i głupotki reklamowe nie przeszkodziły mi totalnie wpaść w tę opowieść. Przepadłam totalnie, nie sądziłam, że aż tak się da. Nawet przewidywalne zakończenie nie zepsuło mi lektury (szczerze mówiąc, to popłakałam się na końcowych scenach). Serio, wciągnęłam się bez reszty w historię Laurie i Jacka – dwojga zakochanych w sobie ludzi, którzy średnio potrafią układać sobie życia, gubią się w uczuciach, ale ciągnie ich do siebie niewytłumaczalna siła. W ciągu kolejnych lat opisywanych przez autorkę mijają się, wybierają różne drogi, zmieniają się, spotykają różnych ludzi, wchodzą w inne związki. Ale coś jest między nimi cały ten czas – przeznaczenie, od którego nie mogą uciec.
Książka jest pełna emocji. Wręcz rozdzierająca. Mnóstwo się tutaj dzieje przez te dziewięć lat w życiu bohaterów, zdarzają się wzloty i dramaty, a każde doświadczenie na nowo ich kształtuje. To nadaje powieści autentyczności i realizmu, można w to wszystko uwierzyć, bo to sytuacje z życia wzięte. Bohaterowie są prawdziwi i namacalni, będą wkurzać czytelnika swoim zachowaniem, nie są bez skazy i pokryci świątecznym lukrem, popełniają masę błędów i zdarza im się krzywdzić innych. Ot, samo życie.
Podsumowując, Jeden dzień w grudniu to dojrzała (a to jest debiut!), wzruszająca i wciągająca bez reszty opowieść o miłości i przeznaczeniu, od którego nie ma ucieczki. O ludziach, którzy wybierają różne ścieżki, a ich uczucie ewoluuje i dojrzewa jak oni sami. Cudowna historia, w której można się zanurzyć na kilka wieczorów. Jeśli nie przepadacie za polukrowanymi i zabawnymi miłosnymi historyjkami na święta, to totalnie polecam całym serduszkiem właśnie tę książkę. Nie zawiedziecie się. 

3 komentarze:

  1. Brzmi ciekawie! Lubię takie książki, które wzbudzają emocje. Myślę, że tutaj przewidywalne zakończenie by mi nie przeszkadzało. Chętnie przeczytam tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro wywołuje tyle emocji to jestem na tak. Zapisuję sobie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie skończyłam czytać ową książkę i czuję ogromną pustkę, bo moja kilkudniowa podróż przez tę powieść dobiegła końca. Czytałam wiele książek, romansów i każda z nich była jakaś taka zwyczajna. Przewidywalna. Cóż, może większość książek są zgoła przewidywalne, czego nie mogę absolutnie powiedzieć o powyższej. Akcja tak się toczyła, tak zaskakiwała różnymi zakończeniami, że przez te kilka dni wprost żyłam tą książką. Bardzo lubię wszelakie historie miłosne, ale ta ma w sobie to "coś". Naprawdę gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń