Nie wiem, co się dzieje, ale moja faza na romanse nie
mija. Może to przez grudniową i świąteczną atmosferę na bookstagramie –
napatrzyłam się na te cudne okładki świątecznych książek i naszło mnie na
czytanie takowych. Jeden dzień w grudniu
to już druga taka książka, którą zakupiłam sobie w tym roku. W zasadzie to
jedna z listopadowych tegorocznych premier, więc jestem na bieżąco. A o czym
to? Warto? Zobaczmy.
Josie
Silver Jeden dzień w grudniu,
tytuł
oryginalny: One day in December,
tłumaczenie:
Grażyna Woźniak, stron 432,
Wydawnictwo
Świat Książki, 2018
|
Przede wszystkim opis z tylnej okładki jest kompletnie z
czapy. Akcja powieści wcale nie rozgrywa się w ciągu dziesięciu kolejnych świąt
Bożego Narodzenia, a obejmuje lata 2008-2017, z których autorka opisuje wybrane
dni z różnych pór roku. Poza tym skąd te porównania z Dziennikiem Bridget Jones? Dla reklamy? Jeśli tak, to gratulacja,
udało się, świetny chwyt marketingowy. Nie ma tu głupawych żartów i gaf czy
komedii pomyłek, średnio też czuć świąteczną atmosferę, skoro akcja dzieje się
raz w marcu, a raz w listopadzie.
Te błędy redaktorskie i głupotki reklamowe nie
przeszkodziły mi totalnie wpaść w tę opowieść. Przepadłam totalnie, nie
sądziłam, że aż tak się da. Nawet przewidywalne zakończenie nie zepsuło mi
lektury (szczerze mówiąc, to popłakałam się na końcowych scenach). Serio,
wciągnęłam się bez reszty w historię Laurie i Jacka – dwojga zakochanych w
sobie ludzi, którzy średnio potrafią układać sobie życia, gubią się w
uczuciach, ale ciągnie ich do siebie niewytłumaczalna siła. W ciągu kolejnych
lat opisywanych przez autorkę mijają się, wybierają różne drogi, zmieniają się,
spotykają różnych ludzi, wchodzą w inne związki. Ale coś jest między nimi cały
ten czas – przeznaczenie, od którego nie mogą uciec.
Książka jest pełna emocji. Wręcz rozdzierająca. Mnóstwo
się tutaj dzieje przez te dziewięć lat w życiu bohaterów, zdarzają się wzloty i
dramaty, a każde doświadczenie na nowo ich kształtuje. To nadaje powieści
autentyczności i realizmu, można w to wszystko uwierzyć, bo to sytuacje z życia
wzięte. Bohaterowie są prawdziwi i namacalni, będą wkurzać czytelnika swoim
zachowaniem, nie są bez skazy i pokryci świątecznym lukrem, popełniają masę błędów
i zdarza im się krzywdzić innych. Ot, samo życie.
Podsumowując, Jeden
dzień w grudniu to dojrzała (a to jest debiut!), wzruszająca i wciągająca
bez reszty opowieść o miłości i przeznaczeniu, od którego nie ma ucieczki. O ludziach,
którzy wybierają różne ścieżki, a ich uczucie ewoluuje i dojrzewa jak oni sami.
Cudowna historia, w której można się zanurzyć na kilka wieczorów. Jeśli nie
przepadacie za polukrowanymi i zabawnymi miłosnymi historyjkami na święta, to totalnie
polecam całym serduszkiem właśnie tę książkę. Nie zawiedziecie się.
Brzmi ciekawie! Lubię takie książki, które wzbudzają emocje. Myślę, że tutaj przewidywalne zakończenie by mi nie przeszkadzało. Chętnie przeczytam tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńSkoro wywołuje tyle emocji to jestem na tak. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać ową książkę i czuję ogromną pustkę, bo moja kilkudniowa podróż przez tę powieść dobiegła końca. Czytałam wiele książek, romansów i każda z nich była jakaś taka zwyczajna. Przewidywalna. Cóż, może większość książek są zgoła przewidywalne, czego nie mogę absolutnie powiedzieć o powyższej. Akcja tak się toczyła, tak zaskakiwała różnymi zakończeniami, że przez te kilka dni wprost żyłam tą książką. Bardzo lubię wszelakie historie miłosne, ale ta ma w sobie to "coś". Naprawdę gorąco polecam!
OdpowiedzUsuń