Odkąd pamiętam, filmy i książki o wampirach, wilkołakach i potworach nie
z tego świata zawsze mi się podobały. Nic więc dziwnego, że Van Helsing od
lat zajmuje czołowe miejsce na liście moich ulubionych filmów.
kadr z filmu „Van Helsing”, reż. Stephen Sommers |
Fabuła obrazu Stephena Sommersa, reżysera takich filmowych hitów jak Mumia i Mumia powraca, nie należy do skomplikowanych i jest dość luźną
wariacją na temat powielanych wielokrotnie wątków i postaci. Ale po kolei. Mamy
XIX wiek. Gabriel Van Helsing, pogromca potworów działający na usługach tajnego
zakonu z siedzibą w Watykanie, po rozprawieniu się z terroryzującym Paryż Mr
Hyde’em otrzymuje kolejne zlecenie: wraz z bratem zakonnym Carlem zostaje
wysłany do Transylwanii, gdzie panoszy się nieśmiertelny wampir Dracula.
Zadaniem Van Helsinga jest pozbycie się wampira i tym samym pomoc cygańskiej
księżniczce Annie Valerious, ostatniej członkini rodu od wieków walczącego z
rumuńskim hrabią oraz uratowanie ich od klątwy i wiecznego potępienia. Jakie
role mają do odegrania w tej historii brat Anny, Velkan, oraz monstrum
stworzone przez doktora Frankensteina?
Doktor Jekyll alias Mr Hyde, Dracula i jego narzeczone, potwór Frankensteina
oraz wilkołaki to fantastyczne stworzenia wymyślone przez ludzką wyobraźnię i
doskonale zakorzenione w popkulturze. W filmie Sommersa pojawiają się wszystkie
naraz – co jest nawiązaniem do klasycznych horrorów z lat 30. i 40. – tylko po
to, żeby efektownie umrzeć z rąk Van Helsinga i utorować mu drogę do happyendu
(w pewnym sensie). Sam Abraham Van Helsing jest również postacią literacką
znaną z słynnej powieści Brama Stokera z 1897 r. pt. Dracula, gdzie
występował jako legendarny łowca potworów. Tutaj, grany przez Hugh Jackmana,
niezmiennie kojarzącego się z rolą Wolverine’a z filmów z serii X-men, jest
sporo młodszy od książkowego pierwowzoru i oprócz tego przechrzczony na
Gabriela, zaś reżyser próbuje dodatkowo go ‘ubarwić’ wymyślając naprędce jego
‘tajemniczą’ przeszłość, co w konsekwencji wypada raczej mało przekonująco.
Jak już było wspomniane wyżej, fabuła filmu nie jest szczególnie
skomplikowana. Mamy tutaj połączenie kultowych już postaci książkowych i
filmowych, pozlepiane luźnymi wątkami i historią, w której nie brak cudownych
zbiegów okoliczności, dziur i logicznych niedociągnięć. Nie jest to najgorszy
efekt, ponieważ film z założenia miał być typową rozrywką, która czasem
przestraszy, a czasem rozśmieszy. Produkcja Sommersa naszpikowana jest efektami
komputerowymi, które 10 lat temu (premiera Van Helsinga miała miejsce 7 maja
2004 r.) robiły całkiem niezłe wrażenie – zwłaszcza jeśli chodzi o mroczną
scenografię żywcem wyjętą z dawnych horrorów, która wygląda naprawdę
niesamowicie – aczkolwiek dzisiaj wyglądają trochę groteskowo. Transformacje oraz
przemiany wampirów i wilkołaków są efektowne i dobrze spełniają swoje zadanie.
Było już o fabule, więc teraz o ważniejszym, a mianowicie o bohaterach.
Van Helsing w osobie Hugh Jackmana to takie skrzyżowanie naszego swojskiego
Wiedźmina, Indiany Jonesa (nieodłączny kapelusz w wizerunku Gabriela) oraz
Jamesa Bonda (naprawdę – przy scenie, w której otrzymuje ‘gadżety’ potrzebne do
misji skojarzenia nasuwają się samoistnie). Jest to twardy, mroczny i
długowłosy samotnik walczący ze złem, lecz nie do końca jesteśmy pewni, czy
rozprawia się z potworami wyłącznie dla zysku, czy też kryją się za tym innego
rodzaju pobudki. Kate Beckinsale (Underwold) w roli Anny spełnia swoje
zadanie – pięknie wygląda w gorsecie i walczy w malowniczy sposób, m.in.
skacząc po ścianach i wykonując liczne akrobacje, ale w zasadzie… nic poza tym.
Bardziej przekonujący jest tutaj Richard Roxburgh, czyli hrabia Dracula. Aktor
wypada świetnie zarówno jako arystokrata jak i demoniczny wampir, który ma
wobec świata niecne plany. Jednak najbardziej urzekła mnie postać Carla,
roztrzepanego zakonnika-wynalazcy, który jako jedyny zapada w pamięć i nadaje
fabule świeżości i humoru.
Nie da się ukryć, że film Sommersa do najambitniejszych nie należy.
Naciągana fabuła nie powala, nie wszystkie efekty specjalne spełniają swoje zadanie,
nie ma tu wybitnych dialogów ani gry aktorskiej. Jednak jest w tej produkcji
coś takiego, co nie pozwala mi wystawić jej jednoznacznej i obiektywnej oceny.
Czy to może przez natłok mojego ulubionego ‘rodzaju’ bohaterów, czy też przez
ukazanie ich w tradycyjny sposób (wilkołaki to ludzko-wilcze monstra, a wampiry
nie są śliczne i nie iskrzą się w słońcu) – Van Helsing niezmiennie
pozostanie na liście filmów, które zawsze będę oglądać z przyjemnością.
Really interesting!!!
OdpowiedzUsuńHappy sunday doll!!!
Expressyourself
My Facebook
I love Van Hellsing!
OdpowiedzUsuńAnyway dear, i am inviting you to join my giveaway here
Visit my blog: www.sarahrizaga.blogspot.com