Dziesięć lat temu musical Mamma Mia! oparty na piosenkach ABBY podbił świat. Widzowie
zakochali się w nowych aranżacjach znanych hitów oraz perypetiach Donny
Sheridan i jej córki, która zaprasza trzech byłych facetów mamy, a zarazem
swych potencjalnych ojców, na własny ślub. Zabawna opowieść okazała się
niemałym sukcesem. W sierpniu tego roku do kin weszła kontynuacja musicalu z
2008 roku. Jak wyszło?
kadr z filmu „Mamma Mia! Here We Go Again”, reż. Ol Palmer |
Po pięciu latach od wydarzeń z pierwszej części wracamy
na piękną, grecką wyspę Kalokairi. Sophie, córka Donny, remontuje stary hotel
należący do matki. Szykuje się na wielkie otwarcie miejsca, w którym osiedliła
się jej matka po studiach. Co sprawiło, że śliczna i młoda dziewczyna
postanowiła zostać na greckiej życie, by przeżyć tu najważniejszy okres swojego
życia? Wraz z Sophie, przyjaciółkami Donny oraz jej byłymi partnerami cofamy
się w czasie, by poznać przygody młodej i zwariowanej Donny Sheridan, która
kończy studia, wyrusza w podróż, wdaje się w burzliwe romanse z trzema
chłopakami i, gdy zachodzi w ciążę, postanawia zostać na wyspie i samotnie
wychować córkę.
Przyznaję, że pierwsza część jest jednym z moich ulubionych
filmów. Okej, jest kiczowato, melodramatycznie i mało wiarygodnie, ale poza tym
w Mamma Mia nie brakowało humoru,
genialnej muzyki, świetnego aktorstwa i cudownych zdjęć, które sprawiają, że można zapomnieć o potknięciach. Jak na tym polu
poradziła sobie kontynuacja?
Jeśli spojrzeć od logicznej strony na Mamma Mia! Here We
Go Again, to łatwo zauważyć, że fabuła nie została potraktowana zbyt dobrze. Znów
mamy ładne zdjęcia greckich plenerów, humor, śpiew i taniec, ale sama historia
sprawia wrażenie wtórnej. Owszem, poznajemy młodą Donnę, ale na niewiele się to
zdaje – film jedynie rozszerza wątki poruszone w pierwszej części. Pojawiają
się wszystkie znane widzom postaci, ale nie wprowadzają niczego nowego, są jak
starzy kumple. Poszczególne sceny są pretekstem do tańca i śpiewania hitów
ABBY. Mnóstwo tu uproszczeń, cudownych zbiegów okoliczności i mało lotnych
dialogów. W porównaniu z pierwszą częścią niewiele rzeczy się zgadza, jak np.
wygląd adoratorów Donny czy powody jej osiedlenia się na wyspie, co jest dość
rażące.
Gwiazdą filmu jest bezsprzecznie Lily James. Aktorka wciela
się w młodą Donnę – zwariowaną, szaloną, rozśpiewaną i pełną wigoru dziewczynę,
która szuka swojego miejsca na ziemi. Jej ekranowi partnerzy, czyli młodsze
wersje Sama, Billa i Harry’ego, też radzą sobie nieźle, aczkolwiek James kradnie
całe show. Totalnie natomiast nie rozumiem, co w filmie robiła Cher – uważam jej
rolę za nieporozumienie i raczej niepotrzebny wątek; już pomijam, że przez
liczne operacje jej twarz całkiem straciła mimikę i w efekcie babcia Sophie
wygląda młodziej niż przyjaciółki Donny.
Ale kurde, mimo że Mamma Mia! Here We Go Again nie jest zbyt udaną kontynuacją pod
wieloma względami, to podczas seansu można o tym zapomnieć. Jest Grecja (którą
co prawda udaje tutaj Chorwacja, ale co tam, yolo), nieśmiertelne piosenki
ABBY, wzruszające momenty, dramaty, cały ogrom emocji i roztańczeni aktorzy. Ja
bawiłam się świetnie, wiele razy poryczałam, chciało mi się tańczyć i uciec do
Grecji. Mamma Mia! Here We Go Again
to kawał niezłej rozrywki, po którym nie można wiele oczekiwać, żeby się nie
rozczarować. Polecam włączyć film i wyłączyć myślenie, a dobra zabawa gwarantowana.
Pierwszą część chyba nawet oglądałam tej zaś jeszcze nie miałam przyjemności
OdpowiedzUsuńTo polecam, warto choćby po to, aby znów posłuchać piosenek ABBY. :)
UsuńNie przepadam za musicalami, choć pierwszą część widziałam, ale chyba bardziej przez przypadek i fragmentami, ale może kiedyś obejrzę, kiedy będę chciała się zapomnieć ;)
OdpowiedzUsuńNa zapomnienie jak znalazł! :D
Usuń