środa, 12 września 2018

„Mamma Mia! Here We Go Again” reż. Ol Palmer – recenzja


Dziesięć lat temu musical Mamma Mia! oparty na piosenkach ABBY podbił świat. Widzowie zakochali się w nowych aranżacjach znanych hitów oraz perypetiach Donny Sheridan i jej córki, która zaprasza trzech byłych facetów mamy, a zarazem swych potencjalnych ojców, na własny ślub. Zabawna opowieść okazała się niemałym sukcesem. W sierpniu tego roku do kin weszła kontynuacja musicalu z 2008 roku. Jak wyszło?
kadr z filmu „Mamma Mia! Here We Go Again”, reż. Ol Palmer
Po pięciu latach od wydarzeń z pierwszej części wracamy na piękną, grecką wyspę Kalokairi. Sophie, córka Donny, remontuje stary hotel należący do matki. Szykuje się na wielkie otwarcie miejsca, w którym osiedliła się jej matka po studiach. Co sprawiło, że śliczna i młoda dziewczyna postanowiła zostać na greckiej życie, by przeżyć tu najważniejszy okres swojego życia? Wraz z Sophie, przyjaciółkami Donny oraz jej byłymi partnerami cofamy się w czasie, by poznać przygody młodej i zwariowanej Donny Sheridan, która kończy studia, wyrusza w podróż, wdaje się w burzliwe romanse z trzema chłopakami i, gdy zachodzi w ciążę, postanawia zostać na wyspie i samotnie wychować córkę.
Przyznaję, że pierwsza część jest jednym z moich ulubionych filmów. Okej, jest kiczowato, melodramatycznie i mało wiarygodnie, ale poza tym w Mamma Mia nie brakowało humoru, genialnej muzyki, świetnego aktorstwa i cudownych zdjęć, które sprawiają, że można zapomnieć o potknięciach. Jak na tym polu poradziła sobie kontynuacja?
Jeśli spojrzeć od logicznej strony na Mamma Mia! Here We Go Again, to łatwo zauważyć, że fabuła nie została potraktowana zbyt dobrze. Znów mamy ładne zdjęcia greckich plenerów, humor, śpiew i taniec, ale sama historia sprawia wrażenie wtórnej. Owszem, poznajemy młodą Donnę, ale na niewiele się to zdaje – film jedynie rozszerza wątki poruszone w pierwszej części. Pojawiają się wszystkie znane widzom postaci, ale nie wprowadzają niczego nowego, są jak starzy kumple. Poszczególne sceny są pretekstem do tańca i śpiewania hitów ABBY. Mnóstwo tu uproszczeń, cudownych zbiegów okoliczności i mało lotnych dialogów. W porównaniu z pierwszą częścią niewiele rzeczy się zgadza, jak np. wygląd adoratorów Donny czy powody jej osiedlenia się na wyspie, co jest dość rażące.
Gwiazdą filmu jest bezsprzecznie Lily James. Aktorka wciela się w młodą Donnę – zwariowaną, szaloną, rozśpiewaną i pełną wigoru dziewczynę, która szuka swojego miejsca na ziemi. Jej ekranowi partnerzy, czyli młodsze wersje Sama, Billa i Harry’ego, też radzą sobie nieźle, aczkolwiek James kradnie całe show. Totalnie natomiast nie rozumiem, co w filmie robiła Cher – uważam jej rolę za nieporozumienie i raczej niepotrzebny wątek; już pomijam, że przez liczne operacje jej twarz całkiem straciła mimikę i w efekcie babcia Sophie wygląda młodziej niż przyjaciółki Donny.
Ale kurde, mimo że Mamma Mia! Here We Go Again nie jest zbyt udaną kontynuacją pod wieloma względami, to podczas seansu można o tym zapomnieć. Jest Grecja (którą co prawda udaje tutaj Chorwacja, ale co tam, yolo), nieśmiertelne piosenki ABBY, wzruszające momenty, dramaty, cały ogrom emocji i roztańczeni aktorzy. Ja bawiłam się świetnie, wiele razy poryczałam, chciało mi się tańczyć i uciec do Grecji. Mamma Mia! Here We Go Again to kawał niezłej rozrywki, po którym nie można wiele oczekiwać, żeby się nie rozczarować. Polecam włączyć film i wyłączyć myślenie, a dobra zabawa gwarantowana. 

4 komentarze:

  1. Pierwszą część chyba nawet oglądałam tej zaś jeszcze nie miałam przyjemności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To polecam, warto choćby po to, aby znów posłuchać piosenek ABBY. :)

      Usuń
  2. Nie przepadam za musicalami, choć pierwszą część widziałam, ale chyba bardziej przez przypadek i fragmentami, ale może kiedyś obejrzę, kiedy będę chciała się zapomnieć ;)

    OdpowiedzUsuń