poniedziałek, 28 stycznia 2019

Susan Dennard „Prawdodziejka” – recenzja



Fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki. Uwielbiam odkrywać nowe światy, przeżywać z bohaterami pełne magii przygody, wciągać się w epickie intrygi. Nic dziwnego, że od dłuższego czasu nie mogłam się doczekać lektury Prawdodziejki, pierwszej części cyklu Czaroziemie. Jak wyszło? 
Susan Dennard Prawdodziejka,
tytuł oryginalny: Truthwitch, tłumaczenie:
Regina Kołek/Maciej Pawlak,
 stron 400, Wydawnictwo Sine
Qua Non, 2016
Dwadzieścia lat temu Czaroziemiami wstrząsnęła wojna. Konflikt pomiędzy narodami doprowadził do zniszczenia, biedoty wśród ludzi i spustoszenia. Kiedy żadna ze stron nie zdobywała przewagi, władcy zdecydowali się zawrzeć rozejm na dwie dekady. Tymczasem w dziewiętnastym roku zawieszenia broni okazuje się, że część przywódców szykowała się do sabotażu. W środku tych wszystkich wydarzeń przypadkiem znajdują się nastoletnie czarownice, Safiya i Iseult, które non stop pakują się w tarapaty. Mimo dzielących ich różnic – zarówno w wyglądzie, pochodzeniu jak i magicznych umiejętnościach – są najlepszymi przyjaciółkami, więziosiostrami. Safi to jedyna w krainie prawdodziejka, potrafiąca odróżnić prawdę od kłamstwa, co czyni ją pożądanym łupem dla pogrążonych w konflikcie czaroziemskich władców. Tymczasem Iseult jest więziodziejką (umie zobaczyć więzi innych ludzi), choć jej prawdziwe moce są tajemnicą dla niej samej.
Niewątpliwymi plusami Prawdodziejki są bohaterowie, klimat, wciągająca historia, naszpikowana zwrotami akcji fabuła oraz magia. Wykreowany przez Dennard świat może i nie jest specjalnie odkrywczy, natomiast wydaje się, że ma spory potencjał. Trochę brakowało mi wprowadzenia w świat przedstawiony, bo autorka od razu wrzuca czytelnika w sam środek akcji, nic nie wyjaśniając ani nie tłumacząc, a potem ani na chwilę nie śmie zwolnić tempa. W moim odczuciu stworzone przez nią realia mają olbrzymi potencjał (choć momentami głowa boli od liczby specjalizacji czarodziejów; jednak i tak kiwam głową z uznaniem dla tłumaczy za wykonaną robotę, choć zdarzyły się chyba całe dwa buble w tekście), choć czegoś mi w nich zabrakło. Mimo Dennard udaje się zgrabnie wpleść w fabułę walkę, magię, ucieczkę, zdradę, oszustwa, ognisty romans i wielką przyjaźń, a nawet morskie podróże i awanturnicze pościgi.
Główne bohaterki, Safi i Iseult, są swoimi przeciwieństwami i zarazem uzupełnieniem. Więziosiostry żyją niemalże w symbiozie, choć różnią się pod wieloma względami, to obie są przeszkolone w magii i walce, pyskate, nieugięte w dążeniu do celu i charyzmatyczne. Dziewczęta wkraczają w dorosłość, ale decyzje, jakie stawia przed nimi los, wymagają od nich dojrzałości i niejednokrotnie poświęcenia. Reszta bohaterów także wypada bardzo dobrze, są niejednoznaczni i intrygujący.
Podsumowując, Prawdodziejka to niesztampowa, pełna intryg, epicka i napisana z rozmachem powieść fantasy. Choć nieco kuleje brak szczegółów na temat świata przedstawionego, to wyraziści bohaterowie, kipiąca ze stron książki magia i zaskakujące zwroty akcji nadrabiają te błędy. Jeśli lubicie awanturniczą fantastykę, w której nie brak politycznych rozgrywek, magicznych zdolności, pojedynków i pełnokrwistych postaci, to z pewnością nie będziecie się nudzić w trakcie lektury. Polecam wszystkim fanom literatury fantasy. 

1 komentarz:

  1. Czytałam ją jak i kolejny tom. Czekam z niecierpliwością na kolejne tomy, ale jak znajdę czas przeczytam w oryginale :D

    OdpowiedzUsuń