Fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki. Uwielbiam odkrywać
nowe światy, przeżywać z bohaterami pełne magii przygody, wciągać się w epickie
intrygi. Nic dziwnego, że od dłuższego czasu nie mogłam się doczekać lektury Prawdodziejki, pierwszej części cyklu Czaroziemie. Jak wyszło?
Susan
Dennard Prawdodziejka,
tytuł
oryginalny: Truthwitch, tłumaczenie:
Regina
Kołek/Maciej Pawlak,
stron 400, Wydawnictwo Sine
Qua
Non, 2016 |
Dwadzieścia lat temu Czaroziemiami wstrząsnęła wojna. Konflikt
pomiędzy narodami doprowadził do zniszczenia, biedoty wśród ludzi i
spustoszenia. Kiedy żadna ze stron nie zdobywała przewagi, władcy zdecydowali
się zawrzeć rozejm na dwie dekady. Tymczasem w dziewiętnastym roku zawieszenia
broni okazuje się, że część przywódców szykowała się do sabotażu. W środku tych
wszystkich wydarzeń przypadkiem znajdują się nastoletnie czarownice, Safiya i
Iseult, które non stop pakują się w tarapaty. Mimo dzielących ich różnic –
zarówno w wyglądzie, pochodzeniu jak i magicznych umiejętnościach – są najlepszymi
przyjaciółkami, więziosiostrami. Safi to jedyna w krainie prawdodziejka,
potrafiąca odróżnić prawdę od kłamstwa, co czyni ją pożądanym łupem dla
pogrążonych w konflikcie czaroziemskich władców. Tymczasem Iseult jest więziodziejką
(umie zobaczyć więzi innych ludzi), choć jej prawdziwe moce są tajemnicą dla
niej samej.
Niewątpliwymi plusami Prawdodziejki
są bohaterowie, klimat, wciągająca historia, naszpikowana zwrotami akcji fabuła
oraz magia. Wykreowany przez Dennard świat może i nie jest specjalnie
odkrywczy, natomiast wydaje się, że ma spory potencjał. Trochę brakowało mi
wprowadzenia w świat przedstawiony, bo autorka od razu wrzuca czytelnika w sam
środek akcji, nic nie wyjaśniając ani nie tłumacząc, a potem ani na chwilę nie
śmie zwolnić tempa. W moim odczuciu stworzone przez nią realia mają olbrzymi
potencjał (choć momentami głowa boli od liczby specjalizacji czarodziejów;
jednak i tak kiwam głową z uznaniem dla tłumaczy za wykonaną robotę, choć
zdarzyły się chyba całe dwa buble w tekście), choć czegoś mi w nich zabrakło. Mimo
Dennard udaje się zgrabnie wpleść w fabułę walkę, magię, ucieczkę, zdradę,
oszustwa, ognisty romans i wielką przyjaźń, a nawet morskie podróże i
awanturnicze pościgi.
Główne bohaterki, Safi i Iseult, są swoimi
przeciwieństwami i zarazem uzupełnieniem. Więziosiostry żyją niemalże w
symbiozie, choć różnią się pod wieloma względami, to obie są przeszkolone w
magii i walce, pyskate, nieugięte w dążeniu do celu i charyzmatyczne. Dziewczęta
wkraczają w dorosłość, ale decyzje, jakie stawia przed nimi los, wymagają od
nich dojrzałości i niejednokrotnie poświęcenia. Reszta bohaterów także wypada
bardzo dobrze, są niejednoznaczni i intrygujący.
Podsumowując, Prawdodziejka
to niesztampowa, pełna intryg, epicka i napisana z rozmachem powieść fantasy. Choć
nieco kuleje brak szczegółów na temat świata przedstawionego, to wyraziści
bohaterowie, kipiąca ze stron książki magia i zaskakujące zwroty akcji
nadrabiają te błędy. Jeśli lubicie awanturniczą fantastykę, w której nie brak
politycznych rozgrywek, magicznych zdolności, pojedynków i pełnokrwistych
postaci, to z pewnością nie będziecie się nudzić w trakcie lektury. Polecam wszystkim
fanom literatury fantasy.
Czytałam ją jak i kolejny tom. Czekam z niecierpliwością na kolejne tomy, ale jak znajdę czas przeczytam w oryginale :D
OdpowiedzUsuń