sobota, 5 stycznia 2019

Jakub Małecki „Nikt nie idzie” – recenzja


Ubiegłoroczna jesień upłynęła mi przy lekturze powieści Jakuba Małeckiego. Udało mi się wówczas nadrobić Odwrotniaka, Dygot oraz Ślady. Chciałam koniecznie zdążyć przed ukazaniem się najnowszej książki w dorobku autora, którą udało mi się skończyć jako pierwszą w nowym roku. Jak wyszło z Nikt nie idzie?
Jakub Małecki Nikt nie idzie,
stron 272, Wydawnictwo
Sine Qua Non, 2018
Głównymi bohaterami książki są Olga Lipska i Klemens Mazur. Ona, samotna i zagubiona, bez ustanku poszukująca swego miejsca na ziemi, przypadkiem zobaczyła tajemniczą postać z plecakiem pełnych kolorowych balonów, ni to chłopca, ni mężczyznę, w czapce z pomponem i grubej kurtce. On jest niemową, zamkniętym w swoim świecie, do którego nikt nie ma dostępu. Ponownie spotykają się na skrzyżowaniu ulic w momencie tragicznego dla Klemensa wydarzenia. Decyzja podjęta przez Olgę pod wpływem impulsu zmieni nie tylko jej los, ale również niemowy. Dziewczyna postanawia mu pomóc, nie przeczuwając, że to zdarzenie wywoła na wierzch jej przeszłość.
W powieści przeplata się między sobą kilka historii. Mamy wątek Marzeny, żony pilota i matki Klemensa, niepełnosprawnego i niemówiącego chłopca, która kolekcjonuje fontanny, a po śmierci męża sama wychowuje dziecko. Codziennie walczy, próbuje zapewnić Klemensowi godne życie. Pomiędzy losami Marzeny przewija się opowieść o Oldze, dziewczynie próbującej odnaleźć swoją drogę, ambitnej, żyjącej z dnia na dzień, córce prawdziwego pianisty. Gdy jednak staje przed nią perspektywa miłości, coś się wydarza i Olga ucieka, przypominając sobie błędy z przeszłości. Kolejnym wątkiem jest historia Igora, którego brat został „pożarty przez Japonię”, zaś sam Igor fascynuje się japońską poezją, drzeworytami, obsesyjnie starając się poznać ten kraj.
Nikt nie idzie charakteryzuje się dość ciekawym sposobem kompozycji. Poszczególne wątki są rozsypane niczym puzzle, dzięki czemu czytelnik sam musi poskładać to wszystko w odpowiedniej kolejności, aby ujrzeć kolejność wydarzeń i życiorysów. W tle przewija się japońska poezja, drzeworyty, dźwięk fortepianu i terkot samolotu. Są niedopowiedzenia, buzujące pod powierzchnią emocje, zawieszone pomiędzy ludźmi słowa i gesty, niespełnione pragnienia i relacje. Wyziera szarość, zwyczajność i proza życia. Jest smutek, przygnębienie, melancholia, nostalgiczny uśmiech, łzy i cisza. Małecki osiąga to wszystko surową narracją, oszczędnymi słowami i umiejętnością wyciągania esencji z bohaterów i ich życiorysów.
Mówi się, że Nikt nie idzie to najlepsza książka w dorobku Małeckiego. Ośmielę się z tym nie zgodzić – jasne, nie odbieram pisarzowi tytułu jednego z najlepszych polskich twórców młodego pokolenia, ale opinia o tej konkretnej pozycji jest lekko na wyrost. Padły tutaj klisze znane mi już z wcześniejszych jego książek, przez co jestem lekko znużona i zawiedziona, bo spodziewałam się raczej czegoś innego. Nie przeczę jednak, że Małeckiemu nie udało się stworzyć książki bardzo dobrej. Nikt nie idzie jest hipnotyzująca, subtelna i nostalgiczna, magiczna, szara i przesiąknięta japońskością. Mimo drobnych wad nie mogłam oderwać się od lektury. Bardzo polecam.  

4 komentarze:

  1. Koniecznie będę musiała nadrobić :D Czytałam różne opinie, ale chcę sama wyrobić własną :) Zwłaszcza, że jeszcze nic nie czytałam od tego autora :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, bez dwóch zdań. "Nikt nie idzie" będzie dobra na początek, jeśli nie znasz pióra Małeckiego. :)

      Usuń
  2. Uwielbiam jego książki i styl jakim pisze. "Nikt nie idzie" jest świetna, jednak to "Rdza"wciąż pozostaje moją ulubioną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, "Rdza" do tej pory wywołuje u mnie masę emocji, jak sobie przypominam tę książkę. :)

      Usuń