Ubiegłoroczna jesień upłynęła mi przy lekturze powieści
Jakuba Małeckiego. Udało mi się wówczas nadrobić Odwrotniaka, Dygot oraz Ślady. Chciałam koniecznie zdążyć przed
ukazaniem się najnowszej książki w dorobku autora, którą udało mi się skończyć
jako pierwszą w nowym roku. Jak wyszło z Nikt
nie idzie?
Jakub
Małecki Nikt nie idzie,
stron
272, Wydawnictwo
Sine
Qua Non, 2018 |
Głównymi bohaterami książki są Olga Lipska i Klemens
Mazur. Ona, samotna i zagubiona, bez ustanku poszukująca swego miejsca na ziemi,
przypadkiem zobaczyła tajemniczą postać z plecakiem pełnych kolorowych balonów,
ni to chłopca, ni mężczyznę, w czapce z pomponem i grubej kurtce. On jest
niemową, zamkniętym w swoim świecie, do którego nikt nie ma dostępu. Ponownie spotykają
się na skrzyżowaniu ulic w momencie tragicznego dla Klemensa wydarzenia. Decyzja
podjęta przez Olgę pod wpływem impulsu zmieni nie tylko jej los, ale również
niemowy. Dziewczyna postanawia mu pomóc, nie przeczuwając, że to zdarzenie
wywoła na wierzch jej przeszłość.
W powieści przeplata się między sobą kilka historii. Mamy wątek
Marzeny, żony pilota i matki Klemensa, niepełnosprawnego i niemówiącego
chłopca, która kolekcjonuje fontanny, a po śmierci męża sama wychowuje dziecko.
Codziennie walczy, próbuje zapewnić Klemensowi godne życie. Pomiędzy losami
Marzeny przewija się opowieść o Oldze, dziewczynie próbującej odnaleźć swoją
drogę, ambitnej, żyjącej z dnia na dzień, córce prawdziwego pianisty. Gdy
jednak staje przed nią perspektywa miłości, coś się wydarza i Olga ucieka,
przypominając sobie błędy z przeszłości. Kolejnym wątkiem jest historia Igora,
którego brat został „pożarty przez Japonię”, zaś sam Igor fascynuje się
japońską poezją, drzeworytami, obsesyjnie starając się poznać ten kraj.
Nikt
nie idzie charakteryzuje się
dość ciekawym sposobem kompozycji. Poszczególne wątki są rozsypane niczym
puzzle, dzięki czemu czytelnik sam musi poskładać to wszystko w odpowiedniej
kolejności, aby ujrzeć kolejność wydarzeń i życiorysów. W tle przewija się
japońska poezja, drzeworyty, dźwięk fortepianu i terkot samolotu. Są niedopowiedzenia,
buzujące pod powierzchnią emocje, zawieszone pomiędzy ludźmi słowa i gesty,
niespełnione pragnienia i relacje. Wyziera szarość, zwyczajność i proza życia. Jest
smutek, przygnębienie, melancholia, nostalgiczny uśmiech, łzy i cisza. Małecki osiąga
to wszystko surową narracją, oszczędnymi słowami i umiejętnością wyciągania
esencji z bohaterów i ich życiorysów.
Mówi się, że Nikt
nie idzie to najlepsza książka w dorobku Małeckiego. Ośmielę się z tym nie
zgodzić – jasne, nie odbieram pisarzowi tytułu jednego z najlepszych polskich
twórców młodego pokolenia, ale opinia o tej konkretnej pozycji jest lekko na
wyrost. Padły tutaj klisze znane mi już z wcześniejszych jego książek, przez co
jestem lekko znużona i zawiedziona, bo spodziewałam się raczej czegoś innego. Nie
przeczę jednak, że Małeckiemu nie udało się stworzyć książki bardzo dobrej. Nikt nie idzie jest hipnotyzująca,
subtelna i nostalgiczna, magiczna, szara i przesiąknięta japońskością. Mimo drobnych
wad nie mogłam oderwać się od lektury. Bardzo polecam.
Koniecznie będę musiała nadrobić :D Czytałam różne opinie, ale chcę sama wyrobić własną :) Zwłaszcza, że jeszcze nic nie czytałam od tego autora :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Warto, bez dwóch zdań. "Nikt nie idzie" będzie dobra na początek, jeśli nie znasz pióra Małeckiego. :)
UsuńUwielbiam jego książki i styl jakim pisze. "Nikt nie idzie" jest świetna, jednak to "Rdza"wciąż pozostaje moją ulubioną.
OdpowiedzUsuńMam podobnie, "Rdza" do tej pory wywołuje u mnie masę emocji, jak sobie przypominam tę książkę. :)
Usuń