Stało się.
Pierwszy raz w mojej blogerskiej karierze (czym?) zostałam wyzwana. I to przez swojego
ziomka, Kaca. I pomimo tego, że wyzwania i tagi w blogosferze są czymś, za czym
nie do końca przepadam, tak dla Alkoholowego
tagu książkowego zrobię wyjątek. A co. W sumie to powody są dwa – nawet lubię kolegę, który ten tag wymyślił, to raz, a dwa – no bo czemu nie.
Lubię czytać (no
wow, odkrycie stulecia), jak również czasem lubię wypić alkohol. Natomiast
łączenia tych czynności – nie bardzo, bo po prostu średnio mi się czyta pod
wpływem procentów. Lampka wina lub butelka piwa bardziej pasuje mi przy
oglądaniu filmów w domowym zaciszu. Tak czy siak nie da się ukryć, że alkoholu
w literaturze nie brakuje. Piją/pili zarówno pisarze, jak i książkowi bohaterowie. Zresztą Kac wspomniał
nawet o Literackim almanachu alkoholowym,
czyli prawdziwym kompendium wiedzy na temat „procentowych” upodobań pisarzy
oraz wykreowanych przez nich bohaterów literackich.
CYDR LUBELSKI – pozycja, którą kupiłam tanio, a okazała się całkiem
niezła
W mojej skromnej
biblioteczce sporo jest książek, na które nie wydałam zbytniej ilości gotówki
(darmowe egzemplarze też się liczą). Ponieważ duża część z nich okazała się
bardzo przyjemnymi lekturami, to przyznam, że trochę się wahałam przy tej
kategorii. W końcu padło na Sorry Zorana Drvenkara – kosztowała całe 10 zł w Matrasie, tak więc ciut więcej niż
Cydr Lubelski, ale nie przepłaciłam w żadnym z tych przypadków. Sorry to kapitalny i oryginalny
thriller, który wciąga jak czarna dziura, zaskakuje brutalnością i przeraża. Z
kolei Cydr Lubelski to lekki napój alkoholowy wytwarzany z jabłek, który nie
kosztuje majątku, a smakuje wyśmienicie.
STERN – pozycja, którą kupiłam tanio, a była tragiczna
Jak to zwykle
bywa, „tanie” nie zawsze musi oznaczać „dobre”, więc i w tych książkowych
taniościach znalazło się kilka słabych pozycji. Jedną z nich z pewnością były Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży
autorstwa Philipa Pullmana, o których pisałam tutaj. Ponieważ w dzieciństwie
czytałam do poduszki baśnie znanych braci i nie zrobiły one na mnie większego
wrażenia (a pełno tam morderstw, czarownic, ucinanych kończyn czy lejącej się
krwi – idealne na dobranoc dla kilkuletniego dzieciaka), więc po dopisku „bez
cenzury” oczekiwałam naprawdę sporo. A tymczasem w trakcie lektury wynudziłam
się cholernie. Książka Pullmana rozczarowała zatem tak jak Stern – tanie piwo,
które okazało się bublem. Fuj, nie polecam.
PIWA REGIONALNE – książka świetna, niszowa, którą nie każdy doceni
Zastanawiałam się,
co właściwie znaczy określenie „niszowe”. O co konkretnie chodzi – popularność danego
autora, oryginalny i niespotykany pomysł na fabułę, czy może jakieś inne cechy
jego twórczości? Wiadomo również, że jeśli jedna książka podoba się wielu
osobom, to zawsze znajdzie się ktoś, któremu nie przypadnie ona do gustu – w
końcu są różne upodobania czytelnicze. Bo jeżeli wziąć pod uwagę te kategorie
osobno, to mam w sumie trzy typy – Wagę jeszcze mało znanego Bartłomieja Basiury (którego miałam przyjemność poznać
osobiście), Grimm City. Wilk! Ćwieka
(kryminał noir, w którym baśń rządzi się własnymi prawami) czy choćby twórczość
Jakuba Małeckiego (facet ma pomysły tak nietypowe, że aż rewelacyjne; polecam
zwłaszcza Przemytnika cudu oraz Dżozefa). Wydaje mi się, że podobnie
rzecz ma się z regionalnymi piwami, które bywają specyficznie i nie każdemu
posmakują.
SOPLICA – książka, po której miałam kaca
Książkowy kac
jest wtedy, gdy po skończonej lekturze odkładasz książkę, siedzisz na łóżku i
zastanawiasz się, co się stało, gdzie jesteś, co właśnie przeczytałeś i co się
w ogóle dzieje. Uczucie takiego kaca książkowego (i nie tylko) jest mi dosyć
znane, bo zdarza mi się trafić na książki, które tak na mnie działają, ale
chyba tak najmocniej trafiła mnie trylogia nieżyjącego już Stiega Larssona,
czyli Millennium (na blogu tu, tu i tu). Trzy
opasłe tomiska dosłownie pochłonęłam w tydzień, zarwałam kilka nocy i musiałam
te lektury „odchorować”. Podobnie jak Soplicę Malinową.
TEQUILA SUNRISE – przyjemna, choć nieco egzotyczna książka
Egzotyka kojarzy
się czymś odmiennym i nieznanym, a mimo to kuszącym. Kusi w niej głównie to, że
jest zupełnie inna od otaczającej nas na co dzień rzeczywistości. W tej
kategorii wybrałam książkę związaną z Japonią, ponieważ kultura tego kraju od
zawsze mnie fascynowała. Takeshi. Cień Śmierci autorstwa Mai Lidii Kossakowskiej
to nie jest jednak przyjemna lektura – to taki Kill Bill w polskim wydaniu. A czemu
Tequila Sunrise? Japonię zwie się również Krajem Wschodzącego Słońca, a ten
drink swoją barwą nieco kojarzy się ze słońcem (zachodzącym co prawda, ale
nadal słońcem – a w końcu w większości egzotycznych państw na brak słońca nikt
nie narzeka).
SHOTY – książka, którą czyta się szybko
Shoty pija się
szybko – no to siup i lecimy dalej. Podobnie bywa z niektórymi książkami, które
dosłownie połyka się w ekspresowym tempie. Moja rodzina uważa, że pod względem tempa
czytania bywam nienormalna: mój rekord jak na razie to Harry Potter i Komnata Tajemnic przeczytane w ciągu dwóch godzin. W
tej kategorii wspomnę jednak o czymś innym – licząca sobie 47 tomów norweska Saga o Ludziach Lodu jest pozycją może
niezbyt ambitną pod względem fabuły i jej realizacji, ale czyta się ją całkiem
nieźle i… szybko. Jak się dobrze wkręci, to można skończyć całość w pół roku –
sprawdziłam na sobie.
DOBRA DOMÓWKA – książka, o której lubię rozmawiać
Domówki mają to
do siebie, że jest jedzenie, towarzystwo, alkohol i rozmowy – a wszystko dobre.
Czas leci szybko, browary się chłodzą, zamówiona pizza czeka na stole, a
konwersacje sięgają najwyższych lotów. Z natury nie jestem zbyt gadatliwa
(przechodzi mi zazwyczaj po drugim piwie), ale są tematy, na które mogę gadać w
nieskończoność. Jednym z nich są z pewnością ulubione książki. Seria o Harrym
Potterze bezsprzecznie wygrywa w tej kategorii – zapytajcie mnie w nocy o północy
(na kacu też) o cokolwiek związanego z cyklem o słynnym czarodzieju, a z miłą
chęcią odpowiem.
IMPREZA W KLUBIE – książka, której nie skończyłam czytać
Było o domówkach,
to kluby też muszą być. Clubbing raczej średnio się opłaca w porównaniu ze
zwykłą posiadówką u znajomych – niby zapowiada się nieźle, a tu jednak drogie
trunki, zazwyczaj niezbyt tanie bilety wstępu, a przy okazji głośne techno
wwierca się w mózg. Towarzystwo też może okazać się niemrawe, a imprezę można
skończyć z podbitym okiem – skorych do bijatyk w klubach nie brakuje. W tej
kategorii chyba najbardziej pasuje mi Co
nas nie zabije Davida Lagercranzta – szumnie zapowiadana kontynuacja
bestsellerowej trylogii Millennium, o której już tu wspomniałam. Chyba
z pięć razy zabierałam się za tę lekturę i za cholerę nie mogę dokończyć
(końcówki imprez w klubach też są bardzo słabe).
BARMAŃSKA – bestseller, który mi się nie podobał
No, trochę tego było. Nie wszystko co zwie się
bestsellerem musi być dobre. Na przykład nie przypasował mi kompletnie Hobbit
– wiem, że to aż głupio wspominać, bo trochę „siedzę” w literaturze fantasy,
ale co ja poradzę na to, że styl Tolkiena wcale do mnie przemawia? No męczyłam się
strasznie. Podobnie miałam z Barmańską – większość znajomych chwali, a ja
niespecjalnie przepadam.
WHISKY – książkowy klasyk, którym powinno się delektować
Whisky to taki
trunek, którego nie pije się szybko. Dobrą whisky się popija, wydobywając z
niej smak i aromat. Podobnie jest z niektórymi książkami, których nie czyta się
tak po prostu, tylko smakuje, przetrawia, przemyśla i wyłapuje ukryte przesłanie.
Tak właśnie jest na przykład z Cieniem wiatru, cudowną i magiczną książką Carla Ruiza Zafona, albo z Mężczyznami bez kobiet Murakamiego, w których
można się dosłownie zakochać i zanurzyć.
GORĄCA CZEKOLADA PO IRLANDZKU – książka idealna na chłodne wieczory
Nic tak nie rozgrzewa
w jesienny lub zimowy wieczór jak właśnie gorąca czekolada – także z dodatkiem
whisky. Nie dość, że słodkie i pyszne, to jeszcze z gorzkawą nutą. Grzane wino
czy piwo też nie jest najgorsze na porę jesienno-zimową, aczkolwiek osobiście wolę
osładzać sobie życie. Lektura książek z serii Felix, Net i Nika autorstwa Rafała Kosika także dobrze się do tego
nadaje – przyjemne opowieści o warszawskich gimnazjalistach i ich dorastaniu,
osadzone w świecie science-fiction i okraszone kapitalnym humorem.
PICIE NA KARAOKE – książka idealna na lato
Czytanie jest
dobre o każdej porze roku, dnia i nocy, aczkolwiek latem celuje się raczej w
książki lekkie, spełniające się w roli rozrywki i niewymagające zbytniego „myślenia”.
Dobrze sprawdzi się tutaj cykl Plotkara
Cecily von Ziegesar o grupie rozpieszczonych i bogatych nastolatków z Nowego
Jorku, przeżywających swoje miłości, rozterki i dramaty. Seria napisana lekko i
przyjemnie sprawdzi się jako niezobowiązujące czytadełko na lato. A „picie na
karaoke” podałam dlatego, ponieważ na imprezach karaoke spędziłam prawie połowę
tegorocznych wakacji.
KOLOROWE DRINKI – książka, którą mam, słyszałam, że jest świetna, ale
jeszcze jej nie przeczytałam
Pełno u mnie
takich książek – wystarczy wspomnieć Zieloną
milę Stephena Kinga czy Kronikę ptaka
nakręcacza Murakamiego. Wciąż czekają na swoją kolej na liście „do
przeczytania”. To trochę jak z wieloma kolorowymi drinkami, których jeszcze nie
miałam okazji spróbować.
MOJITO – książka dobra dla kobiet
Jak jestem baba,
tak babskich książek nie czytam. Owszem, czasem mogę przeczytać coś z literatury
pięknej albo obyczajowej, ale niespecjalnie lubię, ponieważ zwyczajnie się nudzę
przy takich lekturach. Zdecydowanie bardziej wolę fantasy i horrory, w których
coś się dzieje. Niemniej zaczytanym paniom polecam Imprezowe dziewczyny autorstwa Roz Bailey, lekką książkę w stylu
Seksu w wielkim mieście – może mało ambitną, ale za to typowo kobiecą i o
kobietach. Kojarzy mi się trochę z Mojito – drinkiem, który lubi praktycznie cała
pełnoletnia kobieca część mojej rodziny.
HARNAŚ – najgorsza książka mojego życia
O Matko Bosko,
ile tego było. Sporo razy zdarzyło mi się trafić na książkowego bubla. W tej
kategorii zdecydowanie wygrywają Achaja Andrzeja Ziemiańskiego i Uprowadzone Moniki Siudy. Dwie okropności – jedna pod względem ogólnych bzdur w fabule i
pomysłach, druga fatalna od strony językowej. Obie bolały mnie bardzo. Tak samo
jak Harnaś, jedno z najgorszych piw, jakie piłam w życiu. Fuj, nie polecam tego Allegrowicza.
SOMERSBY – najlepsza książka, jaką czytałam
Cóż, Somersby to
chyba jedyne piwo, które mogłabym pić do końca świata, zwłaszcza to o smaku kwiatu
bzu i limonki – no po prostu cud, miód i malina. Jeśli chodzi o książkę, której
czytanie nigdy by mnie nie znudziło, to bez wahania stawiam na serię Chłopcy Ćwieka. Bezapelacyjnie najlepsze
książki, jakie czytałam. Jest w nich wszystko, czego oczekuję od fantastyki –
pomysł taki, że do tej pory się zastanawiam, jak można wymyślić coś takiego,
bohaterowie tak wykreowani, że aż chce się wyjść z nimi na piwo, trochę
baśniowości połączonej z brutalną realnością plus poważne pytania i równie
poważne odpowiedzi. Pan Ćwiek to zdecydowanie mój ulubiony polski pisarz, którego polecam każdemu fanowi literatury fantasy.
Uf, dobrnęłam do
końca i Wy chyba też, jeśli czytacie już
ten fragment i nie uciekliście wcześniej. Nie powiem, łatwo z tym wyzwaniem nie
było – choć więcej trudności sprawiło mi dopasowanie alkoholi niż książek do poszczególnych
kategorii – ale ostatecznie jestem zadowolona z efektu. Mam nadzieję, że
koledze Kacowi spodoba się również. Nominować nikogo nie będę, ponieważ szczerze
mówiąc nie bardzo mi się chce, ale jeśli ktoś zechce z własnej woli wziąć udział
w tym tagu, to nie widzę przeszkód.
No, to chyba
tyle. Do następnego przeczytania!
Skłaniam się w pół zdejmując czapkę z głowy - takie odpowiedzi akceptuję zawsze! Pięknie Ci to wyszło. ;)
OdpowiedzUsuńA dziękuję pięknie! :D
UsuńNo takiego tagu jeszcze nie widziałam. He he dobre. Świetne odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńTakże nie przepadam za tagami, ale ten jest całkiem ciekawy ;) Moja rodzina też uważa, że czytam w rekordowym tempie, choć już zwolniłam.
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam tytuł tego tagu to mnie rozwaliło... hahaha. Oryginalny jest, nie powiem, że nie. :D Och, ten "Cień wiatru" - wspaniała książka, w zasadzie jak cały cykl Cmentarza Zapomnianych Książek, a Zafon to mój mistrz słowa. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ania.
http://chaosmysli.blogspot.com